Mało mi było rozwodu – teraz jeszcze dzieci kłócą się między sobą, a ja już naprawdę nie mam siły tego wszystkiego znosić
Po rozwodzie zostałam sama z dwójką dzieci. Mój były mąż nawet nie próbował walczyć o opiekę – idealnie pasowała mu rola „niedzielnego tatusia”.
Dzieci zareagowały na rozwód zupełnie inaczej. Córka przyjęła to ze spokojem – jest starsza, rozumiała już wtedy, co się działo w domu, chociaż staraliśmy się przy nich nie kłócić. Syn natomiast… Syn to był zawsze „synek tatusia”. Dla niego ojciec był bohaterem – prawdziwy idol. I oczywiście, za rozwód obwiniał tylko mnie. Tata to był anioł w białych skrzydłach, który nigdy niczego złego nie zrobił.
Różnica wieku między dziećmi – ledwie rok. A jednak – takie inne podejście. Córka już w trakcie małżeństwa nie miała z ojcem bliskiej relacji. Po co mu była córka, skoro miał syna? Choć i z nim bywało różnie. Zajmował się nim tylko wtedy, gdy miał dobry humor – najczęściej po alkoholu. Wtedy był „fajnym tatą”: zabawy, śmiechy – dziecko było zachwycone. Córka takiego ojca nigdy nie miała.
Minęły cztery lata od rozwodu. Niby wszystko się ułożyło. Mąż raz na jakiś czas zabiera syna na weekendy. Córka odmówiła raz, by jechać do niego, i więcej jej nie zaproponował. Syn wciąż widzi w ojcu ideał i przy każdej naszej sprzeczce wyrzuca mi, że to przeze mnie nie może z nim mieszkać. Nie ma w jego głowie myśli, że ojciec sam mógłby go zabrać. I ja też nie chcę tego tematu rozwijać. Niech chociaż z ojcem ma jakieś relacje.
Rok temu w moim życiu pojawił się mężczyzna. Nie śpieszyłam się z przedstawianiem go dzieciom, on też nie naciskał, ale mówił, że jest gotowy. Teraz mi się oświadczył – chcę powiedzieć „tak”, ale muszę zrozumieć, jak ułoży się jego relacja z dziećmi.
Córka była początkowo ostrożna, ale szybko złapała z nim dobry kontakt. Syn – wręcz przeciwnie. Zareagował wrogo: jak śmiałam wprowadzić kogoś obcego, skoro „najlepszy tata na świecie” gdzieś tam przecież jest.
Ignorował wspólne wyjścia, często uciekał do ojca, a jak zostawał – to siedział zamknięty w pokoju. A córka wręcz rozkwitła. Mój partner nauczył ją jeździć na rowerze, spędza z nią czas, kupuje jej książki, które lubi. Zna jej gusta. Ojciec? Nawet nie pamięta, kiedy córka ma urodziny. Nawet miesiąca nie potrafi podać.
Martwiłam się o reakcję syna, ale mój partner zapewnił, że postara się znaleźć z nim wspólny język.
Zaręczyliśmy się i planujemy ślub. Córka się cieszy, a syn robi awantury za każdym razem, gdy temat wychodzi na jaw. Nie mam już sił z nim walczyć.
Na dodatek dzieci zaczęły kłócić się między sobą. Syn broni ojca, córka twierdzi, że mój narzeczony jest sto razy lepszy.
I pomyśleć, że to własny ojciec tak się „postarał”, że córka po tak krótkim czasie broni obcego faceta…
Ostatnio syn postawił warunek: jeśli wyjdę za mąż, przeprowadzi się do ojca. Nie wytrzymałam. Kazałam mu słuchać i zadzwoniłam do byłego męża.
Powiedziałam wprost: wychodzę za mąż, syn chce z tobą zamieszkać – kiedy możesz go odebrać?
– Zwariowałaś? Gdzie ja go wepchnę? Niech zostanie z tobą, po co mi taki kłopot? Ja się na to nie pisałem, nie mam na niego ani czasu, ani miejsca. Sam mam teraz swoje życie.
Patrzyłam na syna i serce mi pękało – w jednej chwili runął jego obraz taty-ideału. Ale uznałam, że to konieczne. Niech usłyszy na własne uszy, ile dla ojca znaczy.
Syn teraz zamknął się w sobie, ale razem z moim narzeczonym próbujemy go z tego stanu wyciągnąć. Jeśli się nie uda – pójdziemy do psychologa.
Może to było okrutne z mojej strony, ale uważam, że potrzebne. Tak będzie lepiej dla niego. Zwłaszcza że ojciec ma teraz kogoś nowego, a jak pojawi się dziecko – syn może podzielić los swojej siostry: zostać całkiem zapomniany.
