Kasia i Piotr – małżeństwo po trzydziestce. Pierwsza miłość, pierwsze rozczarowania

Kasia i Piotr pobrali się, kiedy oboje mieli już ponad trzydzieści lat. Dla obojga był to pierwszy, długo wyczekiwany związek. Kasia powoli przestawała wierzyć, że jeszcze spotka miłość i wyjdzie za mąż – nie słuchała już nawet zapewnień swojej mamy. A tu nagle – Piotr! Zwyczajny facet, który naprawdę chciał się ożenić. Jakaż to była radość!

Pracowali razem w jednej firmie, choć Kasia była zastępczynią dyrektora, a Piotr – administratorem IT. Ich działy rzadko miały ze sobą kontakt, więc ich „wspólna praca” sprowadzała się głównie do dojeżdżania razem do firmy i z powrotem.

Kasia miała przyzwoitą jak na miasto pensję i nie była przyzwyczajona do liczenia każdej złotówki. Miała własne mieszkanie, samochód i regularnie odkładała na wakacje, które każdego roku spędzała za granicą. Zazwyczaj na wszystko jej wystarczało.
Piotr natomiast ledwo wiązał koniec z końcem, często pożyczał od rodziców czy znajomych. Nawet nie miał swojego mieszkania, więc bez oporów przyjął propozycję Kasi, by zamieszkać razem u niej.

Na początku wszystko wydawało się w porządku, była miłość, wsparcie, wspólne plany. Jednak już od pierwszych miesięcy małżeństwa coś w ich budżecie zaczęło szwankować. W praktyce to Kasia opłacała większość codziennych wydatków – benzynę, rachunki, zakupy, środki czystości. O kosmetykach, ubraniach czy innych własnych potrzebach nawet nie wspominając.
Piotr natomiast całą swoją pensję… skrupulatnie odkładał i raz na kilka miesięcy kupował coś większego.

Z czasem Kasia zauważyła, że ledwo starcza jej pieniędzy, choć przecież przed ślubem na wszystko wystarczało. Zrobiła sobie podsumowanie – okazało się, że obecnie wydaje trzy razy więcej na jedzenie niż wcześniej. Piotr zaczął gustować w drogich wędlinach, rybach, uwielbiał wieczory w restauracji. Do tego coraz częściej kupował sobie nowe ubrania, czego wcześniej raczej nie robił. I wtedy Kasia zrozumiała: Piotr lubi to wszystko… bo teraz płaci za to ona.

Początkowo Kasia nie robiła z tego problemu – uznała, że nie żałuje pieniędzy, skoro jest szczęśliwa i kochana. Wydawało jej się, że mąż docenia jej wysiłek.

Decydujący moment nadszedł przy zupełnie zwykłej, domowej rozmowie:
Piotr uznał, że stara Toyota żony nie przystoi „prawdziwemu mężczyźnie” i zaczął nalegać na kupno nowego auta.

– Piotr, ale jak to sobie wyobrażasz? Nie mamy pieniędzy na taki wydatek. Wziąć kredyt?
– A co w tym złego?
– Tobie nikt nie da takiego kredytu, zarabiasz za mało.
– No to weź na siebie!
– Piotr, po co? Może poczekajmy, uzbieraj ty coś ze swojej pensji…
– Zanim uzbieram, samochód zdrożeje pięć razy. Daj spokój, nie kombinuj.

– Nie kombinuję, po prostu rozsądnie podchodzę do sprawy. To ja w tej rodzinie jestem żywicielem.

– Ty? Żywicielem? Chyba utrzymanką!

– Piotr, przecież większość wydatków jest na mojej głowie, a zarabiam dwa razy więcej od ciebie!

– Nie rozśmieszaj mnie, Kasia. Te twoje „wydatki”… Manicure i chleb po drodze, to się nazywa „główne koszty”? A to, że w zeszłym miesiącu kupiłem telewizor do salonu, to się nie liczy?

– Liczy się, ale odkładałeś na ten telewizor przez cztery miesiące.

– No i co? To nieważne, ile odkładałem. Ja jestem mężczyzną w tym domu, ja podejmuję decyzje! W sumie po co ja z tobą dyskutuję? Jutro idę załatwić sprawę!

– Idź, idź. I zabierz ze sobą swoje rzeczy.

Kasia postanowiła pokazać mężowi, jak wygląda życie na własnej pensji. Jeszcze tego samego wieczoru spakowała Piotra i wyprowadziła z mieszkania.
Teraz Piotr siedzi u mamy i zasypuje Kasię SMS-ami. A Kasia w końcu mogła wydać trochę pieniędzy na kawę z przyjaciółkami – tak jak kiedyś.


Czy według Was Kasia postąpiła słusznie? Jak poradzić sobie z finansami w związku, gdzie zarobki i potrzeby są tak różne?

Spread the love