Jak grzecznie wytłumaczyć, że nie chcę inwestować w cudze dziecko?

Mam 30 lat i niedawno zacząłem spotykać się z naprawdę fajną kobietą — Kasią, która jest w moim wieku. Nadajemy na tych samych falach, dobrze się dogadujemy, mamy podobne poczucie humoru i spojrzenie na świat. Jest jednak jedna kwestia: Kasia ma już kilkuletniego synka z poprzedniego związku.

Od początku postawiłem sprawę jasno: nie mam problemu z tym, że Kasia ma dziecko, ale uważam, że za jego utrzymanie powinni odpowiadać jego rodzice — mama i biologiczny tata. Chętnie spędzam czas z jej synem, lubię wspólne wyjścia do kina czy na spacer, ale nie chciałbym, żeby automatycznie spadły na mnie wszystkie finansowe obowiązki.

Na początku nie było żadnych problemów — ojciec dziecka regularnie płacił alimenty, Kasia zapewniała wszystko, co było synkowi potrzebne. Ostatnio jednak coraz częściej pojawiają się drobne prośby: „możesz kupić mu loda?”, „może wpadnie jakaś nowa zabawka?”, „przydałyby się nowe buty na wiosnę”.

Mój budżet oczywiście to wytrzyma, nie jestem dusigroszem. Ale… nie chcę, żeby wydatki na cudze dziecko stały się normą. Zaznaczyłem to już na początku tej relacji i trochę nie rozumiem, skąd te nowe oczekiwania. Jednocześnie nie chcę ranić Kasi i uchodzić za człowieka małostkowego.

Czy można to załatwić delikatnie, bez niepotrzebnych nieporozumień?

Wiem, że w Polsce temat patchworkowych rodzin jest coraz częstszy. Wiem też, że bycie partnerem samotnej mamy wymaga dużej dojrzałości. Ale uważam, że trzeba jasno ustalić granice — i nie mieć z tego powodu wyrzutów sumienia.

Najlepsze, co mogę zrobić, to otwarcie, ale spokojnie porozmawiać z Kasią:

  • Przypomnieć jej, jakie były nasze ustalenia na początku.

  • Podkreślić, że nie mam nic przeciwko jej synkowi, ale nie czuję się komfortowo, gdy oczekuje się ode mnie coraz większego zaangażowania finansowego.

  • Zapewnić, że chcę budować z nią relację, ale nie na zasadzie „nowy tata = nowy sponsor”.

Warto podkreślić, że decyzja o wydatkach na cudze dziecko to bardzo indywidualna sprawa i nie ma w tym nic złego, jeśli ktoś chce zachować wyraźne granice. Ważna jest szczerość i szacunek — wobec siebie i wobec partnerki.

A Wy? Jakie macie doświadczenia w podobnych sytuacjach? Czy ktoś z Was był kiedyś w podobnej patchworkowej rodzinie? Czekam na Wasze rady i komentarze.

Spread the love