Dom po babci zapisałam na męża. Przeżyliśmy razem dwadzieścia lat, mamy dorosłego syna — i nagle dowiedziałam się, że od trzech lat ma inną kobietę. Teraz nie mam ani męża, ani domu
Pobraliśmy się, gdy mieliśmy po dwadzieścia lat. Razem przeszliśmy przez trudne czasy — lata 90., kiedy wszystko było na kartki, a pieniądze miały wartość tylko do połowy miesiąca. Było ciężko, ale dawaliśmy radę. Może jak u wielu innych. Tyle że nie do końca.
Po mojej babci odziedziczyłam dom. Niestety z różnych powodów nie mogłam przepisać go na siebie, więc zapisałam na męża. Dorastałam w tym domu, a po ślubie znów w nim zamieszkaliśmy. Spędziliśmy tam dwadzieścia wspólnych lat. Wychowaliśmy syna. A potem wszystko runęło.
Prawda wyszła na jaw przypadkiem. Aż trudno uwierzyć. Zbliżały się 40. urodziny mojego męża, Piotra. Chciałam zrobić mu niespodziankę – wynajęłam salę, zaprosiłam gości, wybrałam prezenty. Bardzo mi zależało, żeby zapamiętał ten dzień na całe życie. I zapamiętał. Ale ja – jeszcze bardziej.
Piotr zazwyczaj nie rozstaje się z telefonem. Ale tego dnia zostawił go na stole. Akurat spojrzałam, gdy ekran się zaświecił i pojawiła się wiadomość. Krótka, ale treść uderzyła mnie w serce: „Tęsknię, kocham, czekam na Ciebie”. To była jego kochanka. Od trzech lat.
Nie zrobiłam sceny. Choć serce mi pękało, dokończyłam przyjęcie. Obserwowałam go cały wieczór — nerwowo zerkał w telefon, nie cieszył się ani jedzeniem, ani gośćmi. A następnego dnia rano wyszedł z domu i wrócił już z wyznaniem. Przyznał się. Bez wstydu, bez żalu. Po prostu powiedział: „Jest ktoś inny”.
Rozwiodłam się z nim półtora roku temu. Przez ten czas ledwie doszłam do siebie. Piotr zachował się podle. Zrobił wszystko, by mnie zmusić do wyprowadzki do mamy. A gdy zaczęłam walczyć w sądzie o podział majątku, nastawił naszego syna przeciwko mnie. Ostatecznie odzyskałam tylko połowę tego, co było moje.
Zaczęłam rozumieć, że przez te dwadzieścia lat chyba nie znałam człowieka, z którym dzieliłam życie. Wszystko się zmieniło. Nawet kraj. Spakowałam walizki i wyjechałam do siostry do Polski. Mieszka tu od lat, a gdy usłyszała moją historię, zaproponowała, żebym do niej dołączyła. Zgodziłam się. To była jedyna droga, żeby zacząć oddychać.
Syn jest dorosły — już mnie nie potrzebuje. Mąż — szczęśliwy w nowym związku. Ale gdzieś głęboko mam nadzieję, że została w nim choć odrobina sumienia.
Minęły dwa lata. Piotr wprowadził swoją nową partnerkę do „naszego” domu. Ja też zaczęłam układać sobie życie na nowo. Ale ten cień zdrady nie daje mi spokoju. Nie potrafię pogodzić się z tym, że kobieta, z którą mnie zdradzał, zamieszkała w miejscu mojego dzieciństwa. W miejscu, które oddałam mu z miłości.
