Dlaczego przestałam zapraszać gości do siebie do domu? Mój osobisty wybór
Jeszcze kilka lat temu z radością gościłam rodzinę i znajomych u siebie. Mam dom z ogródkiem w spokojnej okolicy pod Łodzią, a gotowanie zawsze było moją mocną stroną. Stół się uginał od jedzenia, dzieci biegały po ogrodzie, a ja… no właśnie. Ja w tym czasie nieustannie kręciłam się między kuchnią a salonem, gotowa, by podać coś jeszcze, sprzątnąć coś ze stołu, przygotować więcej herbaty. A kiedy wszyscy wychodzili – zostawałam sama wśród brudnych naczyń, plam na obrusie i poprzestawianych mebli.
I wtedy zaczęłam się zastanawiać: czy naprawdę muszę to robić?
🎯 Gotowanie i sprzątanie – obowiązek jednej osoby?
Uwielbiam gotować dla swojej rodziny. Wymyślam nowe dania, piekę ciasta dla córki Oli i męża Tomka. Ale gotowanie dla dziesięciu osób, z których każdy ma inne upodobania, to już zupełnie co innego. Gdy zapraszam gości, czuję się jak pracownik restauracji z napiętym grafikiem.
Wszyscy się bawią, śmieją, odpoczywają – a ja? Ja stoję przy kuchni.
Oczywiście nikt nie proponuje pomocy – przecież to ja zaprosiłam. Kiedy w końcu siadam na chwilę, ktoś już znowu czegoś potrzebuje. Po wyjściu gości mam jeszcze kilka godzin pracy: sprzątanie, mycie, odkurzanie, przywracanie porządku.
🧸 Dzieci, które zostawiają po sobie chaos
Nie mam nic przeciwko dzieciom – sama jestem mamą. Ale nie rozumiem rodziców, którzy nie reagują, gdy ich maluchy wspinają się na półki, przewracają doniczki, rozlewają sok na dywan albo przestawiają meble. A ja nie mam serca ani prawa upominać cudzych dzieci.
Zdarzyło się, że po jednej wizycie musiałam przesadzać kwiaty, odplamiać firanki i zmieniać pościel. Niby nic wielkiego, ale kiedy zdarza się to za każdym razem, to odechciewa się gościć kogokolwiek.
🔍 Wścibstwo? Tak, bywa i tak
Nie wszyscy goście są taktowni. Niektórzy otwierają szuflady „bo szukają łyżeczki”, zaglądają do lodówki, komentują ułożenie rzeczy w szafkach. Kiedyś usłyszałam od jednej znajomej:
– Ojej, macie tylko jedną łazienkę? Jak dajecie radę?
To nie była troska. To było ocenianie.
Bywa, że ktoś „przy okazji” urwie gałązkę z wiszącego kwiatka, bo „ładnie by wyglądał u mnie na parapecie”. Przecież to tylko roślina… Ale to też moje mieszkanie. Moja przestrzeń. I nie chcę, by była naruszana.
💬 Wnioski? Spotkajmy się na mieście
Nie chodzi o to, że nie lubię ludzi. Wręcz przeciwnie – uwielbiam rozmowy, wspólne śmiechy, spędzanie czasu. Ale wolę spotkać się na kawie, iść razem na spacer, odwiedzić znajomych, niż samodzielnie organizować domową imprezę.
Wiem, że nie każdemu się to spodoba. Że ktoś może pomyśleć: „Ale przecież to tylko jedno popołudnie…”. Tyle że dla mnie to pół dnia gotowania i drugie pół – sprzątania.
🧘♀️ Podsumowanie
To nie jest bunt ani narzekanie. To po prostu decyzja – szanuję swój czas i swoją przestrzeń. Nie potrzebuję tłumów w domu, by poczuć się towarzysko spełniona. Lubię spokój. Lubię, gdy rzeczy są na swoim miejscu. Lubię wrócić po spotkaniu do czystego mieszkania, z kubkiem herbaty i dobrym samopoczuciem.
Jeśli też tak masz – pamiętaj: masz prawo nie zapraszać gości, jeśli nie masz na to siły, chęci ani potrzeby. I nie musisz się z tego nikomu tłumaczyć.
Jeśli chcesz, mogę przygotować wersję tej opowieści w formie krótkiej grafiki lub karuzeli do mediów społecznościowych z cytatem lub hasłem przewodnim.
