Z moim mężem, Arturem, poznała mnie moja mama. Mimo dziesięciu lat różnicy wieku, zaczęliśmy się spotykać, a po pewnym czasie zamieszkaliśmy razem. Artur miał duże, przestronne mieszkanie w centrum miasta. Jedyna rzecz, która mnie niepokoiła, to fakt, że mieszkał z mamą. A teraz… do naszego mieszkania wprowadził się jeszcze jego brat.

Tego lata nie planowałam żadnego urlopu, ale przy obecnej sytuacji w mojej rodzinie postanowiłam zrobić sobie przerwę. Wzięłam kilka dni wolnego i poleciałam sama nad morze. Potrzebowałam dystansu. Po powrocie mam podjąć decyzję.

Mama poznała Artura podczas służbowego wyjazdu i od razu po powrocie do domu powiedziała mi, że spotkała bardzo porządnego, poważnego mężczyznę. Od razu postanowiła nas sobie przedstawić. Nigdy nie miałam poważnych relacji z mężczyznami, więc pomyślałam, że może warto zaufać mamie.

Artur od razu mi się spodobał. Różnica wieku nie miała większego znaczenia – liczyło się to, że był dojrzały i odpowiedzialny. Po krótkim czasie zamieszkaliśmy razem. Miał przestronne mieszkanie w centrum miasta.

Tylko ta jego mama… Nie było innej opcji, więc zgodziłam się na wspólne mieszkanie. Tym bardziej, że większość czasu spędzałam w pracy, a na weekendy jeździliśmy do moich rodziców na wieś. Teściowa zajmowała się całym domem – sprzątaniem, gotowaniem – i to mi odpowiadało. Choć w głębi duszy marzyłam o własnym, osobnym kącie.

Niepokoiło mnie też, że Artur bardzo dużo czasu poświęcał swojemu bratu i jego córce. Mieszkali niedaleko – dosłownie ulica obok. Artur i jego brat wychowywali się bez ojca, i mój mąż w pewnym sensie był dla niego kimś w rodzaju zastępczego taty.

Z jednej strony dobrze, że Artur jest odpowiedzialny, ale z drugiej – jego brat ma własną rodzinę, dziecko i czas najwyższy, żeby stanął na nogi. A jego żona? Cóż… specyficzna. Niesympatyczna i bez zahamowań. Nigdy nie ukrywała, co o mnie i o naszej teściowej myśli.

Z Arturem jesteśmy razem już dziesięć lat. Nasze małżeństwo generalnie jest dobre, ale temat jego brata regularnie prowadzi do nieporozumień. Nie mamy dzieci. Na początku bardzo lubiłam jego bratanicę, pomagałam, angażowałam się… ale z czasem miałam tego dość. Brat i jego żona okazali się niewdzięczni. W końcu całkowicie zerwałam z nimi kontakt.

Kiedy teściowa zaprasza ich do siebie, wychodzę z domu – idę na spacer albo jadę do rodziców. Dlaczego mam ich gościć, pomagać, znosić nieprzyjemne komentarze jego żony? To nie jest moja rodzina. I nie zamierzam udawać, że wszystko jest w porządku.

Ale to nie koniec. Kilka tygodni temu brat Artura rozstał się z żoną i… wprowadził się do nas. Postawiłam sprawę jasno: albo on się wyprowadza, albo ja. Oczywiście teściowa stanęła po stronie „biednego syna” i przygotowała mu pokój.

Mam już dosyć. Przeprowadzić się do rodziców nie mogę – oboje z mężem mamy tu pracę. Artur nie chce mnie zranić, ale szkoda mu też brata. Jest dobrym człowiekiem, ale nie widzi, że pomagając bratu w każdej sytuacji, wcale mu nie pomaga.

Niestety, gdy wrócę z urlopu, najpewniej będę musiała poszukać nowego mieszkania i się wyprowadzić. Będzie trudno – dla mnie, ale i dla Artura. Tylko co mi zostaje? Nie chcę mieszkać pod jednym dachem z teściową i jego bratem. Ale oddać mieszkanie, w które razem inwestowaliśmy przez dziesięć lat? Też nie chcę.

Spread the love