Tydzień samotności: Dziennik Marka, którego żona Kasia pojechała nad morze
Uniwersalna opowieść o tym, co się dzieje, gdy mężczyzna zostaje sam w mieszkaniu w Toruniu…
Niedziela
Zostałem sam. Na cały tydzień. Kasia wczoraj pojechała nad morze z koleżankami. Pies Borys wskoczył do mnie do łóżka, merda ogonem – wtuliliśmy się. Wstałem w świetnym humorze. Chodzę po mieszkaniu dumny, powoli. Teraz mogę palić, gdzie tylko chcę. Ułożyłem plan dnia – ile czasu na prysznic, golenie, spacer z psem. Zostało mnóstwo wolnego czasu! Nie rozumiem, czemu Kasia tak często narzeka, że jej brakuje. Wieczorem zapaliłem lampkę, rozwiesiłem świeży ręcznik – zrobiłem nastrój. Sprzątanie i zmywanie przełożyłem na jutro.
Poniedziałek
Wróciłem z pracy (w urzędzie miasta Torunia) późno. Brudnych naczyń nie ubyło. Trzeba chyba zmienić plan. Psu wytłumaczyłem, że święto nie trwa wiecznie – częściej już było wczoraj niż będzie jutro. Na kolację zjadłem wczorajsze pierogi ruskie.
Wtorek
Wziąłem wolne – domowe obowiązki zajmują więcej czasu niż myślałem. Pospałem dłużej. Borys nie doczekał się porannego spaceru – załatwił się w przedpokoju. Posprzątałem, ale uczucie do niego przygasło. Zapach został, spryskałem wszystko odświeżaczem z Rossmanna. W kuchni odkryłem, że parówki można podgrzać w zupie i jeść prosto z garnka. Postanowiłem, że codzienne odkurzanie – jak chciała Kasia – to przesada. Wystarczy myć psu łapy i zdejmować buty na progu.
Środa
Jest południe – łóżka dziś nie ścielę. Borys dostaje tylko suchą karmę. Sam otworzyłem puszkę makreli w oleju. Problem z odpływem – zapchał się obierkami ziemniaków i makaronem. Próbowałem przepchać – nic z tego. Uznaję codzienne golenie za stratę czasu.
Czwartek
Nie zamiatam już. Ta praca mnie drażni. Psa zabrałem ze sobą do pracy – zostawiłem u portiera na portierni w urzędzie. Lepiej tam niż by miał roznosić karmę po mieszkaniu. Hasło wieczoru: koniec z konserwami! Na kolację tylko to, co nie wymaga otwierania, smarowania i krojenia – herbata z bułką z Biedronki.
Piątek
Bałagan przeszedł w chaos. Wściekły pies pogryzł Kasi koszulę nocną i moje kapcie z Zakopanego. Chciałem mu coś powiedzieć, ale już nawet nie merda ogonem – jest wyraźnie rozdrażniony. Wieczorem nie rozbierałem się – po co, skoro rano znowu trzeba się ubierać? Pościel tylko poprawiłem.
Sobota
Postanowiliśmy z Borysem jeść razem – prosto z lodówki. Szybko, żeby nie trzymać długo otwartych drzwi. I tak już nie chłodzi, tylko pachnie dziwnie. Wyszedłem z nim na długi spacer. Muszę jakoś dotrwać do jutra i wygarnąć wszystko Kasi. Tak się nie robi – zostawić mnie, inwalidę życia domowego, na cały tydzień! I to jeszcze z psem!
Podsumowanie
Ta historia Marka z Torunia to zabawna, ale i trochę wzruszająca opowieść o tym, jak wiele znaczy codzienna obecność drugiej osoby. Bo kiedy jej zabraknie, cały świat staje do góry nogami – a pies, zamiast być kompanem, może zamienić się w domowego rebelianta.
Chcesz teraz ilustrację do tej historii?
