Po ślubie mój syn przeprowadził się do swojej żony na wieś. Tam znalazł całkiem dobrą pracę i zaczęli żyć w dostatku. Potem synowa powiedziała, że spodziewa się dziecka, i syn przywiózł ją do mnie, do miasta. Urodził się wnuczek – byłam przepełniona szczęściem. Ale kiedy przyszło dzieciom wracać na wieś, pomagałam im się pakować. I wtedy natknęłam się na wypis ze szpitala oraz inne dokumenty synowej. Przeczytałam je i z ciężkim sercem poszłam do syna z tą przykrą wiadomością. Teraz nie wiem, jak mam patrzeć tej kobiecie w oczy

Jestem osobą wychowaną w duchu surowej, ale uczciwej dyscypliny. Moi rodzice od dziecka uczyli mnie dobroci, szczerości i przyzwoitości – tych samych wartości, które później starałam się przekazać moim dzieciom. Być może właśnie dlatego tak mocno wstrząsnęło mną to, czego dowiedziałam się o mojej synowej.

Mój syn poznał ją dziewięć lat temu w trakcie delegacji – jest z wykształcenia agronomem, a jego firma zajmowała się gospodarstwami w małych miejscowościach, daleko od miasta. Tam spotkał kobietę, o trzy lata starszą od siebie, rozwódkę.

Kiedy powiedzieli mi, że chcą wziąć ślub, nie miałam nic przeciwko. Przy pierwszym spotkaniu zrobiła na mnie dobre wrażenie – wydawała się szczera i serdeczna. Pomyślałam sobie wtedy, że może i dobrze, że już raz była mężatką – będzie miała doświadczenie i stworzy z moim synem prawdziwą, stabilną rodzinę. Fakt, że była starsza, też nie wydawał mi się niczym złym – liczyłam na większą dojrzałość i odpowiedzialność.

Po ślubie przeprowadzili się na wieś. Syn znalazł tam dobrze płatną pracę i zaczęli żyć spokojnie, w miłości i zgodzie – dokładnie tak, jak sobie tego życzyłam. Jedyna rzecz, która mnie martwiła, to brak dzieci.

Minęło pięć lat od ślubu i zaczęłam się niepokoić. Pytałam ich delikatnie, czy nie myślą o dziecku. Odpowiadali zawsze to samo – że jeszcze mają czas, że chcą się sobą nacieszyć. I oto po ośmiu latach małżeństwa wreszcie przyszła wiadomość: synowa jest w ciąży! Radość była ogromna. Gdy zbliżał się termin porodu, przyjechali do miasta, żeby być bliżej szpitala. Urodził się zdrowy, piękny chłopczyk – mój pierwszy wnuk. Byłam przepełniona szczęściem.

Po porodzie zostali u mnie jeszcze tydzień. Cieszyliśmy się wspólnie tymi pierwszymi chwilami z maluszkiem. Wydawało się, że nic nie może zakłócić tej radości.

Ale gdy nadszedł dzień ich powrotu na wieś i pomagałam im pakować rzeczy, przypadkiem natrafiłam na dokumenty medyczne synowej. Przeczytałam je i… nogi się pode mną ugięły. Okazało się, że synowa miała już wcześniej dziecko – chore, z pierwszego małżeństwa. I zostawiła je tam, u byłego męża, a sama wróciła do swojego życia.

Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Od razu poszłam do syna. On – ku mojemu zaskoczeniu – wiedział wszystko od dawna. Poprosił mnie tylko, bym nigdy z nią o tym nie rozmawiała.

Dzieci wyjechały z powrotem na wieś, a ja zostałam z ciężarem na sercu. Od tamtej pory nie potrafię patrzeć na synową tak samo jak wcześniej. Jak mogła zostawić własne dziecko? Przecież ono gdzieś tam żyje – ma teraz pewnie ponad dziesięć lat… A mój syn – dlaczego nie nalegał, by je odnaleźć i zabrać? Rozumiem, że wychowanie chorego dziecka to ogromna odpowiedzialność, ale mimo wszystko – to jej dziecko!

Wiem, że nie mogę tego zmienić. Ale nie potrafię przestać jej oceniać. Te myśli nie dają mi spokoju. A przecież w końcu będę musiała odwiedzić wnuka – i znów spojrzeć w oczy tej kobiecie. Tylko jak? Jak z nią teraz rozmawiać?

Spread the love