Odkąd z mężem śpimy osobno – nasz związek stał się silniejszy i spokojniejszy
I nie – nie przez kłótnie, zdrady ani dzieci. Po prostu tak jest nam lepiej. I w tym nie ma nic dziwnego.
Od ponad 9 lat jestem żoną, a od 7 – mamy z mężem osobne sypialnie. Na początku to miało być chwilowe, ale… szybko zauważyliśmy, że jesteśmy dzięki temu bardziej wypoczęci, mniej się sprzeczamy i… bardziej siebie kochamy.
💬 Zaczęło się od tego, że pewnej nocy obudziłam się sama. Mąż przeniósł się na kanapę, bo nie mógł spać – mówił, że się wiercę, wzdycham, budzę go przewracaniem się.
Nie byłam obrażona. Byłam zaskoczona. I postanowiliśmy porozmawiać.
Wyszło na jaw, że:
– mamy różne rytmy dobowe (ja pracuję wieczorami, on musi wcześnie wstawać);
– miewamy różne potrzeby dotyczące temperatury, światła, ciszy;
– czasem chrapiemy, przeszkadzamy sobie;
– zdarzyło się, że przez sen… uderzyłam go w twarz 😅
Zdecydowaliśmy się na osobne pokoje.
Efekt?
🌙 Lepszy sen.
😊 Mniej napięcia.
💑 Więcej bliskości – tak, bliskości! Bo mając przestrzeń, paradoksalnie bardziej się do siebie zbliżyliśmy.
📚 Szukając informacji, trafiłam na książkę prof. Paula Rosenblatta „Dwoje w łóżku”, który dowodzi, że to właśnie wspólne spanie często prowadzi do konfliktów i obniżenia jakości snu. Z kolei specjalista ds. snu dr Neil Stanley mówi:
„Sen to akt egoistyczny – i nie trzeba go dzielić.”
📜 Kiedyś osobne sypialnie były standardem. Rzymscy patrycjusze, arystokraci, nawet chłopi – każdy miał swoją przestrzeń. Dopiero po rewolucji przemysłowej ludzie zaczęli spać razem z braku miejsca.
🗨️ Dziś? Wiele kobiet boi się przyznać, że śpi osobno z mężem – bo „to koniec związku”. Ale nieprawda. Seks można uprawiać i w dzień. Czułość można okazywać na kanapie, przy wspólnej kawie, w codzienności. A zdrowy sen jest bezcenny.
💛 Każdy związek jest inny. Nie bójcie się tworzyć własnych zasad. Bo może właśnie osobne kołdry, osobne materace – albo osobne pokoje – uratowałyby niejedną miłość.
