Odkąd teściowie przeszli na emeryturę, zacząłem ich unikać: rzadko do nich zaglądam i proszę żonę, by nie zapraszała ich do nas. Trzy miesiące temu żona poprosiła mnie o pomoc dla rodziców. Powiedziała, że mają niskie emerytury, ledwo wiążą koniec z końcem, a ojciec zachorował. Nie zastanawiałem się długo.

Rodzice Magdy, mojej żony, to porządni, serdeczni ludzie. Od początku dobrze mnie przyjęli, traktowali jak członka rodziny. Przez lata mieliśmy świetne relacje, bez spięć i kłótni. Ale odkąd przeszli na emeryturę, zacząłem ich trochę unikać. Staram się nie przypominać o sobie. Choć oni o mnie pamiętają – i to aż za dobrze.

Zaczęli bowiem regularnie prosić nas o pieniądze. Oczywiście, rozumiem – dzieci powinny pomagać starszym rodzicom. Ale są granice! Nie da się przecież ciągle tylko dawać.

Minęły ledwie dwa miesiące od ich przejścia na emeryturę, gdy Magda poprosiła mnie o wsparcie dla swoich rodziców. Mówiła, że mają niskie świadczenia, trzeba płacić rachunki, a do tego jej tata trafił do szpitala. Oczywiście zgodziłem się – przecież chodziło o bliskich ludzi. Nie pożyczyłem im – po prostu dałem. Bo jak inaczej? Przecież jesteśmy ich dziećmi, ich nadzieją.

Po półtora miesiąca znów ta sama prośba. Kolejne trudności finansowe. Nie wnikałem – znowu pomogłem. Skąd mieliby wziąć pieniądze? Emeryt nie pójdzie do banku po kredyt. A ja pracuję, mogłem się podzielić.

Myślałem, że to jednorazowe sytuacje. Ale nie. Znów – kolejna rozmowa, kolejna prośba. Teść i teściowa dostają marne emerytury, muszą coś jeść, kupować lekarstwa. A życie kosztuje. Nie chciałem, ale znów dałem. Nie chodzi o to, że mi żal pieniędzy – ale zarabiam je ciężką pracą. Mam rodzinę, dzieci, plany. Te pieniądze mogłyby posłużyć nam. A jednak oddałem je „po prostu”.

Wiecie, moi rodzice nigdy nie prosili mnie o pieniądze. Też są na emeryturze, ale jakoś sobie radzą. Rozumieją, że my też mamy zobowiązania. Ile razy pytałem, czy czegoś nie potrzebują – zawsze odpowiadali: „Damy sobie radę”. A teściowie? Wciąż ręka wyciągnięta. Czy nie mogą dostosować się do życia na emeryturze? Inni jakoś potrafią. Ja rozumiem pomoc, ale nie wieczne utrzymywanie.

Kilka dni temu Magda znów poprosiła o wsparcie dla rodziców. Tym razem powiedziałem, że nie mam środków i by poczekali. Ale zacząłem się zastanawiać: dokąd to prowadzi? Czy do końca życia będę utrzymywał dwie rodziny? Czy oni się do tego nie przyzwyczają? Nie wiem, co robić. Chcę dobrze dla wszystkich, ale nie widzę wyjścia.

Spread the love