„Nie powinnaś rodzić własnych dzieci, tylko pomagać mi w wychowaniu moich” — usłyszałam od siostry męża
Na początku naszej relacji naprawdę się polubiłyśmy. Po ślubie z Bartkiem starałam się zbliżyć do jego rodziny, szczególnie do jego siostry, Anity. Zapraszałam ją wszędzie — na urodziny, święta, wspólne grille, nawet na wyjazdy z dziećmi. Przyjeżdżała z dwójką swoich córek, nigdy nie przynosząc żadnego upominku — zawsze tłumaczyła, że nie ma pieniędzy. Ale ja nie oczekiwałam prezentów. Liczyła się dla mnie bliskość i więzi rodzinne.
Moje dwie dziewczynki są trochę starsze od jej córek, więc przekazywałam jej prawie wszystkie ubrania po nich. W praktyce ubierałam jej dzieci od stóp do głów — i nie miałam z tym problemu. Do czasu.
Wszystko zmieniło się, kiedy powiedziałam Anicie, że spodziewamy się trzeciego dziecka. Byłam szczęśliwa, chciałam podzielić się tą radością. Ale jej reakcja mnie zszokowała.
Zamiast gratulacji — złość.
— „Czyś ty oszalała?! Masz już dwójkę, po co ci kolejne dziecko?! W takim czasie? Nie dasz rady! Powinnaś się skupić na tym, by porządnie wychować te, które już masz!”
A potem, jakby nigdy nic, zażądała, żebym przywiozła dla jej córek sukienki na wesele. Bo “tyle ich miałaś, na pewno coś się znajdzie”. Odpowiedziałam spokojnie, że już wszystko oddałam, a te co zostały — są za duże. Jeśli chce, niech wpadnie i sama wybierze. Mam swoje sprawy, nie będę specjalnie jechać. Znów się obraziła i rzuciła kąśliwymi uwagami.
Wtedy wszystko do mnie dotarło.
Ani razu nie zaprosiła nas do siebie. Ani razu nie zadzwoniła zapytać, jak się czuję, co słychać. Nigdy nie dała nic od siebie — tylko brała. Nie dlatego, że musiała. Jej mąż zarabia dobrze, rodzice im pomagają. Ale “nie ma pieniędzy” — to jej życiowa wymówka.
Zrozumiałam, że przez te wszystkie lata traktowała nas czysto użytkowo. I że nasza „przyjaźń” była jednostronna.
Po tej sytuacji prawie całkowicie ograniczyłam kontakt. Zrobiło mi się smutno. Nie z powodu kłótni — tylko dlatego, że tak długo łudziłam się, że łączy nas coś więcej niż tylko układ wygodny dla niej.
Czy naprawdę powinnyśmy rezygnować z własnych planów, by spełniać cudze oczekiwania? Czy bliskość rodzinna oznacza bezgraniczne dawanie — bez wzajemności?
