Na nasze wesele z mężem nie mieliśmy pieniędzy, więc powiedzieliśmy rodzicom, że nie planujemy żadnej hucznej uroczystości. Ale teściowa stanowczo nalegała, żebyśmy jednak zrobili wesele, a ona — wspólnie z moimi rodzicami — weźmie kredyt, by je sfinansować. Wesele było wystawne, cała rodzina bawiła się świetnie. Nasze szczęście jednak nie trwało długo — w skrzynce znalazłam list adresowany do mojego męża

Zanim się pobraliśmy, spotykałam się z Dmytrem przez pół roku. W tym czasie widziałam jego matkę tylko raz — podczas naszego pierwszego spotkania. Nie miałam wtedy pojęcia, jak wiele kłopotów ta z pozoru miła i uprzejma kobieta wprowadzi do naszego życia.

Prawdę mówiąc, ani ja, ani Dmytro nie marzyliśmy o wielkim weselu. Chcieliśmy po prostu zaprosić tylko naszych rodziców. Moi rodzice przyjęli to spokojnie, chociaż pewnie skrycie marzyli, żebym wystąpiła w białej sukni. Ale mama Dmytra była jedyną, która wyraziła sprzeciw — przecież jej jedyny syn nie może mieć gorszego wesela niż „wszyscy ludzie”. Do tego uważała, że należy zaprosić całą rodzinę — bliższą i dalszą — bo tak wypada. Oczywiście uznała też, że to rodzice młodych mają wszystko opłacić. I poszła rozmawiać o tym z moimi rodzicami. Ci zgodzili się na połowę kosztów. Nie chciałam robić afery, więc przystałam na to i rzuciłam się w wir przedweselnych przygotowań.

Wesele wyszło pięknie, goście byli zadowoleni, rodzina się bawiła. Najważniejsze, że zadowoliliśmy rodziców. Ale niedługo po tym w skrzynce na listy znalazłam pismo z banku z prośbą o spłatę kredytu na bardzo dużą kwotę. Było zaadresowane do mojego męża. Najgorsze, że to nie był pierwszy taki list.

Z rozmowy z Dmytrem wyszło na jaw, że ten kredyt zaciągnął na prośbę swojej matki. To właśnie za te pieniądze zorganizowano nasze „wesele z rozmachem”, które ona sama wymusiła. Na siebie nie mogła wziąć kredytu — miała już cztery w różnych bankach. Obiecywała, że wszystko mu odda — ale po weselu nie zwróciła ani grosza. Mąż próbował sam spłacać dług, dopóki o niczym nie wiedziałam — ale to było ponad jego siły.

Gdy się o tym dowiedziałam, byłam załamana. Mimo że oboje pracujemy, ledwo starcza nam na wynajem i codzienne wydatki. A tu jeszcze ogromny dług — tylko po to, by wypaść dobrze przed rodziną i znajomymi. Żeby ludzie zazdrościli. Ale po co? Nie potrafię tego zrozumieć.

Po tej historii zerwałam kontakty z matką mojego męża. Co gorsza — po jakimś czasie znowu przekonała mojego męża, by wziął dla niej kolejny kredyt — tym razem na pralkę, bo jej się popsuła, a ręcznie prać „jest jej za ciężko”.

Od tamtej pory żyjemy w permanentnym niedoborze i ciągłej oszczędności, spłacając właściwie cudze długi. Mam poczucie beznadziei, ciągle się z mężem kłócimy. Nie wiem, jak się z tego wszystkiego wyplątać. A najbardziej boli mnie to, że jego matka nigdy nie przyznała, że popełniła błąd.

Spread the love