Kiedy zorientowałam się, że mój mąż ma inną, poprosiłam o wydruk połączeń z jego telefonu. Codziennie dzwonił po kilka razy na ten sam numer. Zadzwoniłam – odebrała kobieta. Przedstawiła się jako Inna. Powiedziała spokojnie, że nie trzyma mojego męża na siłę, ale też nie zamierza go wyrzucać. „Niech sam zdecyduje” – rzuciła lekko

Jestem mężatką od prawie dwudziestu lat. Mój mąż, Jan, ma pięćdziesiąt siedem lat, ja – trzydzieści siedem. Kiedy za niego wychodziłam, moi rodzice ostrzegali mnie, że różnica wieku może dać o sobie znać. Ale ja wierzyłam, że miłość wystarczy, by zbudować trwały związek. I przez długi czas wszystko na to wskazywało.

Doczekaliśmy się dwóch córek – starsza ma dziś osiemnaście lat, młodsza ledwie roczek. Decyzję o drugim dziecku podjęliśmy świadomie – czułam, że starsza potrzebuje siostry, a nam z mężem ten maluszek dał drugą młodość.

Nasze życie wyglądało spokojnie. Jan dużo pracował, ja prowadziłam dom, zajmowałam się dziećmi. Nic nie wskazywało na to, że coś się dzieje – aż do momentu, gdy odkryłam, że Jan ma romans. Przyznam, że byłam w szoku. W tym wieku? Myślałam, że takie historie już go nie interesują.

Nie twierdzę, że zawsze był święty – ale zdrada? Po tylu wspólnych latach? Przecież byliśmy sobie bliscy jak nikt. Kiedy próbowałam z nim o tym porozmawiać, zaprzeczał i mówił, że sobie coś uroiłam. Ale ja wiedziałam, że mam rację.

Chciałam sprawdzić jego telefon – nie pozwolił. Wtedy zamówiłam wydruk połączeń. Jeden numer powtarzał się codziennie. Zadzwoniłam. Odpowiedziała kobieta – w moim wieku, rozwódka z córką. Nie przejęła się moją obecnością. „Nie trzymam go, ale nie wyganiać też nie będę” – powiedziała bez emocji. Bolało. Ale zebrałam się na rozmowę z Janem.

Oburzył się, że śledzę go za jego plecami. Twierdził, że gdybym dała mu czas, sam zakończyłby ten związek. Powiedział, że nie mam prawa żądać od niego natychmiastowego rozstania z Inną.

Kiedyś już mnie zdradził – po narodzinach naszej pierwszej córki. Teraz historia się powtarza. Kiedy znowu najbardziej potrzebuję jego miłości i wsparcia – on znika. Znów jestem sama z dzieckiem.

Jestem teraz na urlopie macierzyńskim, nie mam możliwości pracować. Mieszkanie jest na kredyt, zaciągnięty na mnie. Świadczenia się kończą, więc jedyne źródło utrzymania to pensja męża. I on o tym wie. I wie też, że nie odejdę – bo nie mam dokąd.

Jest mi potwornie żal – siebie, dzieci, tego życia, które miało wyglądać inaczej. Uważam, że byłam dla Jana dobrą żoną. Nie zasłużyłam na takie traktowanie. A mimo wszystko… wciąż go kocham. I próbuję go odzyskać.

Chcę, by moje dzieci miały ojca. Chcę mieć rodzinę. I próbuję – może naiwnie – znaleźć sposób, by jeszcze ją ocalić.

Spread the love