Kiedy zmarł mój mąż, wiele się w moim życiu zmieniło. Przez wszystkie lata małżeństwa czułam się przy Michale jak za kamiennym murem. Ale prawdziwy cios przyszedł, kiedy udaliśmy się do notariusza – nawet przez chwilę nie przypuszczałam, kogo on wskaże w testamencie
Moja historia nie jest zwyczajna. Wielu powiedziałoby: „Odpuść, zapomnij, przecież jego już nie ma”. Ale ja nie potrafię. Mam mnóstwo wątpliwości i ciężkich myśli.
Minęło już pół roku, ale do dziś trudno mi o tym mówić.
Po pierwsze – odeszło dobre, kochające mnie życie.
Po drugie – dowiedziałam się wielu rzeczy o moim mężu dopiero teraz, gdy nie mogę już z nim porozmawiać, zapytać, wyjaśnić.
Po trzecie – co najbardziej mną wstrząsnęło – w testamencie pojawiło się imię zupełnie obcej mi kobiety.
Do dziś nie rozumiem, jak to możliwe. Przecież byliśmy z Michałem trzydzieści lat małżeństwem. Mamy dzieci. Nigdy nie podejrzewałam go o zdradę, bo wszystko między nami wydawało się dobre i stabilne.
Mój Michał nigdy nie zachowywał się podejrzanie, nic nie wzbudzało moich podejrzeń. Myśl, że mógł być z kimś innym, była dla mnie niewyobrażalna. A teraz jej imię w testamencie. Kobiety całkiem obcej naszej rodzinie.
Kim ona była dla niego? Co ich łączyło?
Z tego, co ustaliliśmy, ta dziewczyna ma dziś ledwie 20 lat. Co ona może wiedzieć o prawdziwej miłości, o wspólnym życiu, o odpowiedzialności? Przecież to absurd.
Postanowiłam się z nią spotkać, bo milczenie tylko pogarszało sytuację. Szczerze? Nie zrobiła dobrego wrażenia. Zwykła studentka. Moje dzieci, młodsze od niej, mają więcej rozsądku. Nie była ani interesująca, ani szczególnie urodziwa. Na pewno nie przeżyła z Michałem tego, co ja przez trzy dekady.
Więc co robi w testamencie mojego męża?
Ona sama mówi, że dawała mu troskę, której mu brakowało w naszym małżeństwie. Może bym to i zrozumiała, gdybyśmy z Michałem mieli po dwadzieścia lat. Ale przecież byliśmy dojrzałymi ludźmi, z bagażem doświadczeń. Przeszliśmy przez wiele – razem.
Lekkie romanse są dla młodych. My tworzyliśmy wspólne życie. Każdy w naszej rodzinie jest przeciwko niej. Ale notariusz mówi jasno: testament jest ważny. Nawet jeśli wszyscy pójdziemy do sądu, szanse są niewielkie. Ona dostanie to, co jej przepisał.
Najtrudniejsze jest dla mnie to, że on jej zaufał.
Jak ona mogła zająć miejsce tego wszystkiego, co razem przeszliśmy?
A jednak – wskazał ją w testamencie. Michał wiedział, jak to na nas wpłynie. Mimo to podjął taką decyzję – oddać część tego, co wspólnie budowaliśmy, komuś dla mnie obcemu.
Moja mama próbuje mnie przekonać, żebym się z tym pogodziła, przebaczyła. Twierdzi, że takie rzeczy się zdarzają, że to nie musi oznaczać zdrady, że z czasem pojawia się potrzeba innej bliskości, innej formy relacji.
Ale ja nie mogę się z tym zgodzić. Nie rozumiem, jak można szukać czegoś na zewnątrz, gdy w domu czeka twoja rodzina.
Najgorsze, że do dziś nie wiem, kim ona tak naprawdę była dla niego. Ona nic więcej nie powiedziała. A ja nie chcę, by cokolwiek po moim mężu jej przypadło.
Nie wiem, jak powinnam postąpić. Wierzę, że to był błąd. Że napisał to pod wpływem chwili, nieprzemyślanie…
