Kiedy Paweł powiedział mi, że odchodzi z rodziny, byłam właśnie w ciąży z naszym drugim dzieckiem. Nasz starszy syn, już nastolatek, przestał nawet witać się z ojcem na ulicy. Paweł po kilku miesiącach wyjechał z naszej miejscowości z nową partnerką. Przez kilka lat nie słyszałam o nim ani słowa. Zapomniałam już niemal o jego istnieniu, aż któregoś majowego wieczoru zapukał do moich drzwi. Z dzieckiem

Mieszkaliśmy z Pawłem w niewielkiej wsi. Gdy oznajmił, że odchodzi, przyjęłam to z godnością, choć było to dla mnie bardzo bolesne. Nie próbowałam go zatrzymywać, nie chciałam wiązać go dzieckiem – uważam, że takie rzeczy nikogo jeszcze nie zatrzymały.

Z Pawłem znaliśmy się od podstawówki, siedzieliśmy razem w ławce, potem była szkoła średnia, ślub i szesnaście wspólnych lat. Kiedy postanowił odejść, nie mogłam tego pojąć. Wszystko stało się nagle, tak niespodziewanie, że nawet nie zdążyłam mu powiedzieć, że jestem w ciąży. A później już nie chciałam. To była moja decyzja – wychować to dziecko sama.

Nasz starszy syn, Michał, był wówczas nastolatkiem, ale bardzo dojrzałym. Gdy się go poradziłam, powiedział, żebym rodziła – damy radę. Zerwał całkowicie kontakt z ojcem. Nie witał się z nim nawet na ulicy. Na szczęście Paweł wyprowadził się z nową partnerką i zniknął z naszego życia. Od czasu do czasu przelewał jakieś pieniądze, ale kontaktu nie utrzymywał. Zadzwonił tylko raz, gdy już urodziła się Zosia. Był pijany, wzruszony i pytał:

– Aniu, to prawda?

Głos miał przejęty, ale ja byłam tak zraniona, że odpowiedziałam, że nie – że to nie jego córka. Tak sobie wtedy postanowiłam – skoro odszedł, nie ma prawa być ojcem.

Jedynym mężczyzną w moim życiu został syn. Pracował dorywczo, opiekował się Zosią, był wsparciem – nie jak chłopak, a jak dorosły mężczyzna. Przez cztery lata nauczyliśmy się żyć bez Pawła. I zrozumiałam, że naprawdę wiele potrafię sama. Potrafię być niezależna i szczęśliwa, nie polegając na nikim.

Aż do tamtego wieczoru w maju. Gdy Paweł zapukał do drzwi. Z dzieckiem na rękach. Chciałam go wyrzucić, ale coś mnie powstrzymało. Było późno, wieś, dziecko… gdzie miał iść?

Okazało się, że ożenił się z tamtą kobietą – nie znałam nawet jej imienia. Urodziło się im dziecko, ale ona zmarła po komplikacjach po chorobie. Został sam z małą dziewczynką, Marysią. Nie mogę powiedzieć, że go żałowałam – wiedziałam, że mężczyźnie samotnie z dzieckiem nie jest trudniej niż kobiecie. Ale mimo to pozwoliłam mu zostać.

Dzisiaj jesteśmy znów małżeństwem. Wychowujemy razem trójkę dzieci – Michała, Zosię i Marysię. Najczęstsze pytanie, jakie słyszę: „Naprawdę mu wybaczyłaś? Przecież zostawił cię w ciąży z dwójką dzieci!”

Nie zapomniałam. Ale wybaczyłam. Dziś nie robię różnicy między dziećmi. Marysia jest dla mnie tak samo ukochana, jak Michał i Zosia.

Spread the love