Czekała na randkę… aż przyszła wiadomość od żony jej adoratora
Mariola od trzech lat pracowała jako ekspedientka w sklepie mięsnym w centrum Białegostoku. Klientów nie brakowało – mięso świeże, ceny przystępne, a obsługa szybka i uprzejma.
Mariola nie miała figury modelki – była drobna, o delikatnych rysach – ale miała w sobie coś, co przyciągało spojrzenia. Mężczyźni często zatrzymywali na niej wzrok, choć ona nigdy nie wdawała się w rozmowy – jedynie delikatnie się uśmiechała i robiła swoje.
Jej życie prywatne od dawna nie układało się najlepiej. Cały swój czas poświęcała synowi, którego urodziła mając zaledwie dziewiętnaście lat. Ojciec chłopca zniknął zaraz po porodzie. Mariola przez wiele lat wierzyła, że znajdzie mężczyznę, który pokocha jej i jej dziecko. Ale z czasem nadzieje gasły. Romansów było coraz mniej, a samotność stawała się codziennością.
Znajomi i sąsiedzi krytykowali ją za to, że ciągle „ciągnie” syna za sobą – na treningi piłkarskie, do lekarza, nawet na zakupy. Gdy Patryk miał jedenaście lat, jej przyjaciółka powiedziała:
– Mariolu, znajdź sobie jakiegoś faceta i odpuść trochę tego chłopaka, bo wychowasz go na mięczaka.
Ale Mariola nie wierzyła już, że znajdzie „tego jedynego”. Wszystko poświęciła Patrykowi. To właśnie na treningach poznała rozwiedzionego ojca innego chłopca – gruboskórnego i nieco gburowatego mężczyznę, którego trochę się bała. On próbował ją zagadywać, proponował podwózki, komplementował. Ale nic z tego nie wyszło.
Co innego jej szef – właściciel sklepu, pan Igor. Wysoki, dobrze zbudowany brunet, około czterdziestki, z serdecznymi oczami. Mariola darzyła go dużą sympatią, choć nigdy nie dała tego po sobie poznać. Lubiła jego poczucie humoru, szacunek wobec pracowników i jego takt.
Nie znała szczegółów z jego życia prywatnego – wiedziała jedynie, że „z kimś mieszka”, ale nie był oficjalnie żonaty.
Ostatnio zaczął patrzeć na nią jakoś inaczej. Nawet koleżanka z pracy, Wiesia, zauważyła:
– Mariola, Igor cię chyba podrywa. Widzisz, jak na ciebie patrzy?
– Daj spokój – zaśmiała się Mariola.
Ale pewnego wieczoru Igor zadzwonił.
– Mariola, czy nie przeszkadzam?
– Nie, wszystko w porządku.
– Mam propozycję – może wyskoczylibyśmy gdzieś na kolację? Chciałbym omówić pewną sprawę.
– Jaką?
– Dowiesz się na miejscu. O siódmej będę przy urzędzie miejskim. Podjedź tam.
Mariola była zaskoczona. „Czy to naprawdę randka?” – zastanawiała się. W końcu się zgodziła. Pojawiła się punktualnie – Igor czekał w czarnym SUV-ie z bukietem chryzantem. Był elegancki i uśmiechnięty.
Poszli do przytulnej restauracji, zamówili pizzę i sałatkę. Igor dopytywał o Patryka, dzielił się wspomnieniami z czasów, gdy sam grał w piłkę. Rozmowa toczyła się swobodnie, a Mariola śmiała się jak dawno nie miała okazji.
Potem był spacer w parku i czułe pożegnanie. Igor ujął jej dłoń, pocałował w palce i powiedział:
– Dziękuję za wieczór, Mariolu.
A ona odpowiedziała, z sercem bijącym jak szalone:
– Ja też dziękuję.
Po powrocie do domu długo nie mogła zasnąć. Wydawało się, że w jej życiu wreszcie coś się zmienia. Nazajutrz, w pracy, koleżanka już wiedziała o randce – ktoś ich widział. Ale Igor tego dnia nie odzywał się.
Wieczorem Mariola czekała na wiadomość. I się doczekała… ale nie od niego.
SMS był krótki:
„JEŚLI JESZCZE RAZ ZOBACZĘ CIĘ Z MOIM MĘŻEM, TO SOBIE POPAMIĘTASZ. SUKO.”
Serce Marioli zamarło. Czy to żona Igora? Partnerka? Narzeczona?
Zrozumiała, że została wykorzystana. Igor nie był wolny. Najwyraźniej randka z nią była tylko narzędziem do wywołania zazdrości.
Na drugi dzień nie poszła do pracy. Płakała. Postanowiła odejść z pracy, choć żal było zostawiać dobrą posadę. Ale nie mogła już patrzeć Igorowi w oczy.
Kiedy wróciła po dwóch dniach, powiedziała mu, że składa wypowiedzenie. Igor zareagował obojętnie, wręcz szyderczo:
– Przecież nic ci nie obiecywałem. Poszłaś, zjadłaś, posiedziałaś… Gdzie tu krzywda?
Słowa te zabolały ją bardziej niż SMS.
– Życzę powodzenia – powiedziała cicho i odeszła.
W domu, żeby nie myśleć, zaczęła gotować – piekła mięso, ciasta. Dla Patryka. Kiedy wrócił, zapytał:
– Mamo, czemu jesteś w domu?
– Zwolniłam się z pracy, synku. Ale damy radę. Zawsze dawaliśmy.
Wieczorem poszli razem do teatru. Potrzebowała tego. Potrzebowała oddechu.
„Od jutra zaczynam nowe życie” – pomyślała. – „Praca się znajdzie. Godność już odzyskałam.”
