Babcia nie otworzyła drzwi wnukowi z kwiatami. Zrobiła to z zasady

Wczoraj wydarzyło się coś, co do dziś nie mieści mi się w głowie. Sprawa nie dotyczy mnie bezpośrednio, lecz mojej przyjaciółki – Agnieszki z Lublina.

Zadzwoniła do mnie wieczorem niemal ze łzami i opowiedziała, jak jej była teściowa – pani Janina – nie otworzyła drzwi jej starszemu synowi, który przyszedł z kwiatami i bombonierką na urodziny swojej babci. A była w domu. Nie otworzyła… z czystej złośliwości.

Agnieszka jest rozwiedziona od ośmiu lat. Ma dwóch synów: Antka (15 lat) i Kacpra (13 lat). Z Pawłem, byłym mężem, nie utrzymuje żadnych relacji. Po rozwodzie Paweł wyjechał do Holandii. Dzieciom płaci alimenty, ale nie uczestniczy w ich życiu.

Rodzice Pawła – Janina i Edward – mieszkają kilka ulic dalej, w tej samej dzielnicy Lublina. Relacje od początku były napięte, a po rozwodzie zupełnie się urwały. Przez pierwsze lata mijali się na osiedlu, udając, że się nie znają.

Agnieszce było przykro – nie z powodu siebie, lecz dzieci. Jak można mieszkać tak blisko i zupełnie ignorować własnych wnuków?

Sytuacja nieco się zmieniła, gdy pani Janina poważnie zachorowała. Prawdopodobnie choroba obudziła w niej jakieś poczucie winy. Zaczęła okazywać zainteresowanie wnukami, pojawiała się na ich urodzinach, zapraszała czasem na działkę. Agnieszka starała się podtrzymywać ten kruchy kontakt – nie dla siebie, lecz dla chłopców.

Każdego roku na urodziny babci kupowała kwiaty i dobre słodycze i wysyłała synów z życzeniami. Tak było przez cztery ostatnie lata – aż do teraz.

Kilka miesięcy temu, nagle, zaczął odzywać się Paweł. Po latach milczenia – dzwonił, pisał, rozmawiał z dziećmi na wideo. Dwa razy zadzwonił też do Agnieszki, niby z czystej ciekawości, a tak naprawdę – próbował coś odbudować. Z jego związku w Holandii najwyraźniej nic nie wyszło. Samotny, zaniedbany, wyraźnie schorowany. Mówił, że planuje wrócić do Polski.

Agnieszka nie miała najmniejszej ochoty na kontakty z byłym. Nie zabraniała dzieciom rozmów z ojcem, ale jasno zaznaczyła, że jej ten temat nie interesuje.

Po pewnym czasie również pani Janina zaczęła „pracować nad Agnieszką”. Podczas przypadkowych spotkań rzucała sugestie typu:
– Paweł wraca… Może jednak niepotrzebnie się rozwiedliście? Ty sama, on sam… może to znak?

Agnieszka od razu wyczuła, że coś knują. Pawłowi się nie udało za granicą – wraca z niczym. A ona? Ma mieszkanie (podarowane przez rodziców na ślub), pracę, samochód, pieniądze i ładny wygląd. Typowy powrót z nadzieją na „drugą szansę”. Tyle że ona nie miała żadnej ochoty wracać do przeszłości.

Kiedy Paweł zadzwonił po raz kolejny i znów zaczął „grać na emocjach”, Agnieszka kulturalnie, ale stanowczo powiedziała, że to definitywny koniec. Poprosiła, żeby więcej się nie kontaktował.

I wtedy przyszedł dzień urodzin pani Janiny.

Agnieszka, jak co roku, kupiła kwiaty i słodycze i poprosiła Antka, by poszedł złożyć babci życzenia. Chłopak poszedł… i wrócił zdziwiony.
– Babcia nie otworzyła. Ale była w domu, widziałem ją w oknie kuchni – powiedział.

Agnieszka próbowała zadzwonić – bez skutku. W końcu, żeby się upewnić, że wszystko z nią w porządku, zadzwoniła z numeru sąsiadki. Babcia odebrała natychmiast, pełnym energii głosem.

Wtedy puściły jej nerwy. Powiedziała teściowej wszystko, co myśli: że dzieci nie są niczemu winne, że nie wolno ich wciągać w rodzinne rozgrywki, że to zwyczajnie podłe. A pani Janina? Odparła, że Agnieszka jest „głupia”, bo nie chce dać ojcu dzieci drugiej szansy i niszczy rodzinę.

Rozmowa zakończyła się kłótnią. Potężną.

A ja się zastanawiam – co trzeba mieć w sercu, żeby nie otworzyć drzwi własnemu wnukowi z kwiatami? Można nie lubić byłej synowej. Można mieć żal. Ale dziecko? Wnuk, który chce złożyć życzenia babci? To już nie konflikt, to czyste okrucieństwo.

I myślę, że niektórych ludzi nic już nie zmieni. Niektórzy po prostu mają duszę zbyt twardą i ciemną, by dopuścić do siebie coś tak prostego, jak miłość do własnych wnuków.

Spread the love