Spotkanie z przyjaciółką, która w wieku 60 lat żyje wyłącznie dla siebie
Dziś natknęłam się na moją przyjaciółkę z czasów studiów – też ma już po sześćdziesiątce. Po ukończeniu uczelni wyjechała z miasteczka, listy do siebie pisałyśmy tylko przez jakiś czas, potem kontakt się urwał. Słyszałam, że nie zagrzała miejsca w jednym miejscu: podróżowała, zmieniała partnerów, w wieku pięćdziesięciu kilku lat miała już trzeciego męża. Jednak żadne z tych małżeństw nie przetrwało.
Zaskoczyło mnie, że przez całe życie nie zdecydowała się na macierzyństwo. Zazwyczaj wiele kobiet decyduje się urodzić choć jedno dziecko “na wszelki wypadek” – by mieć na starość kogoś, kto przyniesie szklankę wody czy udzieli wsparcia. Tymczasem ona uznała, że to nie jest życie dla niej.
Spotkałyśmy się wieczorem w kawiarni, posłuchałam jej opowieści i wprost zapytałam:
„Dlaczego nie chciałaś mieć dzieci? Przecież mogłyby ci pomóc, gdy będziesz starsza.”
Jej odpowiedź była bezpośrednia:
„Po pierwsze, nie odczuwam instynktu opiekunki. Nie chcę poświęcać życia na nieustanne pilnowanie kogoś. Po drugie, nie wierzę, że dzieci będą się mną opiekować. Dzisiejsze pokolenie nie przynosi już babci herbaty do łóżka. Lepiej odkładać oszczędności na profesjonalną opiekę niż obarczać nimi potomstwo.”
Wyjaśniła, że rezygnowała z każdego związku, w którym oczekiwano, by została matką. Dziś ma wolność: podróżuje, rozwija pasje i nie musi martwić się o wychowanie wnuków ani o to, kto ją utrzyma na emeryturze.
Moja refleksja
Zrozumiałam, że decyzja każdej kobiety – by mieć dzieci lub nie – jest równie uzasadniona. Nie ma obowiązku rodzenia dla adoptowania „polisy na stare lata”. Prawo wyboru należy się każdej z nas.
🔹 Czy według Was presja, by „mieć dzieci dla opieki”, jest nadal żywa?
🔹 Co sądzicie o życiu dla siebie – bez tradycyjnego scenariusza rodziny?
Podzielcie się swoim zdaniem w komentarzach!
