Dzięki temu, że w pewnym momencie zaczęłam dobrze zarabiać, mogłam odejść od męża bez cienia żalu
Życie nauczyło mnie polegać tylko na sobie. I w pewnym momencie ta zasada bardzo mi pomogła. Nie wiem, jak potoczyłoby się moje życie, gdybym słuchała rad moich koleżanek, mamy czy babci.
Moja babcia całe życie przeżyła z dziadkiem zgodnie i w miłości. Zawsze powtarzała, że najważniejsze to być wobec siebie uczciwym i dzielić się wszystkim ze swoją „drugą połówką”.
Tego samego uczyła moją mamę, tylko że mój tata zostawił nas, gdy miałam dziesięć lat. Pomagał finansowo, ale mama i tak musiała ciężko pracować, żeby utrzymać mnie i moją młodszą siostrę.
Wiele moich koleżanek woli być całkowicie zależna od swoich partnerów, siedzieć w domu i czekać na pieniądze. A ja? Ja zawsze wolałam zarabiać sama i nie oglądać się na innych. Gdyby nie to, dziś nie miałabym nic.
Trzy lata po studiach poznałam mojego przyszłego męża. Dwa lata później wzięliśmy ślub. Po uczelni długo nie mogłam znaleźć pracy. Wtedy z pomocą przyszedł mi kolega ze szkoły – Władek.
Z Władkiem dobrze dogadywaliśmy się już w liceum. Często pomagałam mu w nauce, więc gdy dowiedział się, że szukam pracy, zaproponował mi posadę w swojej małej firmie meblarskiej.
Praca nie była trudna, a pensja w pełni mnie satysfakcjonowała. Przepracowałam tam ponad trzy lata, potem poszłam na urlop macierzyński. Mój mąż dobrze zarabiał, więc pieniędzy nie brakowało, ale ja i tak chciałam mieć swoje własne źródło dochodu.
– Po co się spieszysz? Siedź w domu, odpocznij, przecież mąż zarabia – mówiła mama, gdy powiedziałam, że chcę oddać syna do przedszkola i wrócić do pracy. Ale ja nikogo nie słuchałam – miałam dość siedzenia w domu.
Kiedy wróciłam po macierzyńskim, dowiedziałam się, że firma ma problemy finansowe, a Władek zaczął zwalniać pracowników. Zrozumiałam, że ryzykuję utratę pracy.
Postanowiłam walczyć. Bardzo lubiłam to, co robiłam. Pracowałam ponad siły, często wracałam wykończona, ale udało mi się utrzymać firmę przy życiu. Zaproponowałam szefowi, by spróbować wejść w inną gałąź rynku – znalazłam nowych klientów i z czasem firma zaczęła się podnosić.
Za mój wkład dostałam sporą premię i awans. Zostałam zastępcą dyrektora, a pensja wzrosła niemal dwukrotnie. Już wcześniej zarabiałam dobrze, ale po awansie moja pensja przekroczyła dochody męża.
A teraz o nim. Nasze relacje zawsze były w porządku, ale po narodzinach dziecka coś się zmieniło. Oddaliliśmy się od siebie.
Zawsze miałam zwyczaj odkładać część wypłaty – i teraz również odkładałam pieniądze na osobne konto. Powiedziałam mężowi o awansie, ale nie zdradziłam dokładnie, o ile wzrosły moje zarobki.
Zaczęłam oszczędzać więcej, myśląc o przyszłości naszego syna – może na mieszkanie, może na studia. Takie pieniądze zawsze się przydadzą.
Moje przeczucie niestety mnie nie zawiodło. Pewnego dnia dowiedziałam się, że mąż zdradzał mnie od dawna – z moją koleżanką. To był ogromny cios. Zdrada dwóch bliskich osób to jedno z najgorszych doświadczeń w moim życiu.
– Bo ty przestałaś zwracać na mnie uwagę… zaprosiłem więc Swietę na spacer i tak się zaczęło – jąkał się mąż. Nie chciałam go ani słuchać, ani patrzeć na niego. Złożyłam pozew o rozwód. Tak skończyło się nasze małżeństwo.
Dziś z ulgą myślę o tym, że zawsze stawiałam na siebie. Że miałam własne oszczędności. Dzięki temu mogłam kupić mieszkanie i zapewnić spokojny dom sobie i dziecku. Mam dobrą pracę, mamy gdzie mieszkać, a syn ma wszystko, czego potrzebuje.
Wiem jedno – mężczyźni potrafią być bardzo nieodpowiedzialni. Dlatego każdej kobiecie radzę jedno: zawsze licz na siebie. Bez względu na to, jak dobrym człowiekiem wydaje się twój partner – życie bywa nieprzewidywalne.
Dziś jestem wdzięczna, że nie słuchałam mamy i babci, które powtarzały, że nie powinnam się tak zarzynać, bo utrzymanie rodziny to obowiązek mężczyzny.
