A teraz Andrzej utrzymuje dwie rodziny. Od pierwszej żony odszedł do Luizy. Z drugiego związku również ma już dwoje dzieci. Lata lecą, a Andrzej coraz częściej z rozrzewnieniem wspomina pierwszą żonę. Krewni tylko kręcą głowami — takie życie, ciężki jego los. Bo dziś Andrzejowi nie zazdrości nikt. Nawet bliscy nie potrafią już powiedzieć, kto tak naprawdę zawinił

Zaczęło się zupełnie zwyczajnie. Ledwo skończył studia, ożenił się. Wkrótce urodziło się pierwsze dziecko, a po trzech latach drugie. Finansowo nie było łatwo, więc Andrzej dorabiał po pracy. Żona od dekady „na urlopie macierzyńskim”, tłumacząc się zajęciami dodatkowymi i kursami, na które wozi dzieci. Tymczasem Andrzej zaczął się dusić w tej szarej codzienności. Dom, dzieci, pranie, zupa. Coraz częściej łapał się na tym, że rozgląda się za czymś innym.

Tak w jego życiu pojawiła się Luiza. Na początku twierdziła, że niczego od niego nie oczekuje. Mówiła, że chce po prostu być razem. U niej pachniało świeżością, było cicho, czyste prześcieradła i żadnych dzieci. Andrzejowi zaczęło się wydawać, że przez całe życie żył nie tak jak trzeba. W domu natomiast czuł tylko zmęczenie, wieczny bałagan i zapach gotowanego mleka. Żona, zapatrzona w seriale, dawno przestała o siebie dbać. Na tym etapie Andrzej postanowił się rozwieść, choć wciąż miał wątpliwości.

Po rozwodzie nastała krótka sielanka, przerywana jedynie wysokimi alimentami, które Andrzej płacił byłej żonie co miesiąc. Ale miał jeszcze siłę, a spokój i cisza w domu z nową partnerką bardzo mu odpowiadały. Nagle uznał, że znalazł szczęście. Luiza, chcąc „zabezpieczyć” związek, oświadczyła, że spodziewa się dziecka. I tak Andrzej dostał nowy pakiet obowiązków — kolejne dziecko i Luiza, która właśnie poszła na macierzyński, więc przestała pracować. Andrzej podjął trzecią pracę.

Po dwóch latach był już ojcem czworga dzieci. Wszędzie hałas, bałagan, nieprzyjemny zapach. Pretensje sypały się z każdej strony. W porównaniu do nowej żony z małymi dziećmi, była żona z już trochę starszymi pociechami wydawała się spokojna i… nawet sympatyczna. Przynajmniej u niej było ciszej.

Inne kobiety nie interesowały się Andrzejem — wiecznie zmęczony, związany, obarczony alimentami, które pochłaniają większość wypłaty. I co najgorsze, nic się raczej w jego życiu nie zmieni przez kolejne dwie, trzy dekady. Smutek i tyle. W wolnych chwilach — których ma jak na lekarstwo — Andrzej prosi Luizę, by pozwoliła mu iść na ryby. Zazdrości kolegom, którzy nigdy się nie żenili — nie muszą nikogo karmić ani codziennie harować.

Andrzej uważa, że wszystkiemu winne są kobiety: zawsze czegoś im brakuje, nigdy nie są zadowolone. A jego pierwsza żona twierdzi, że to wyłącznie jego wina: skoro nie umie utrzymać nawet siebie, to po co mu dwie rodziny?

Rodzice nie mogą mu pomóc — sami mieszkają w małym domku na wsi, żyjąc tylko z emerytury. Krewni też tylko wzdychają: jak to się stało, że tak mu się życie poplątało? I kto tu zawinił?

Spread the love