Wyszłam za mąż za mojego męża nie z wielkiej miłości. Po prostu byłam mu bardzo wdzięczna. Przez pierwsze lata dopiero uczyliśmy się razem żyć. Często się rozstawaliśmy, a potem godziliśmy. Od tamtej pory minęło już 15 lat, a nasze życie jest teraz zupełnie inne

Tak się złożyło, że mojego drugiego męża poznałam w najtrudniejszym okresie mojego życia. Mój mały synek, który miał wtedy 5 lat, zachorował. Potrzebował pilnego leczenia za granicą, a ja nie miałam wtedy pieniędzy. Ojciec dziecka zostawił mnie, gdy dowiedział się, że jestem w ciąży, a z rodziców została mi tylko mama emerytka.

Do szpitala często przychodzili wolontariusze – bawili się z dziećmi, organizowali małe przedstawienia, rozdawali prezenty, czytali bajki. Starali się na wszelkie sposoby umilić czas małym pacjentom, którzy większość dni spędzali w smutku. Mój syn od razu zaprzyjaźnił się z jednym z nich – wysokim, ciemnookim chłopakiem. A przez syna poznałam go i ja.

Bardzo przywiązał się do mojego dziecka, a kiedy dowiedział się o moich problemach finansowych, z pełnym zaangażowaniem postanowił nam pomóc. Zaczął organizować zbiórkę pieniędzy, sprzedał niektóre swoje rzeczy, wykorzystał wszystkie oszczędności.

Zaczęliśmy spędzać ze sobą coraz więcej czasu, a nasze trudności jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyły. Ten chłopak, który uratował mojego syna, pewnego dnia oświadczył mi się. Zgodziłam się, ale wtedy kierowała mną wyłącznie wdzięczność. Nie mogłam odwdzięczyć się mu w żaden inny sposób, widziałam, że on naprawdę mnie kocha. A co najważniejsze – kochał mojego syna jak własnego.

Na początku miałam pewne wątpliwości i obawy dotyczące naszego małżeństwa. Nie kochałam tego człowieka, nie czułam do niego żadnych głębokich uczuć. Przez pierwsze lata dopiero uczyliśmy się wspólnego życia – były kłótnie, krótkie rozstania, a potem godzenie się.

Ale potem wszystko się uspokoiło, nasze życie stało się stabilne i harmonijne. Po kilku latach urodziła się nasza córka, a w naszej rodzinie pojawiły się nowe, przyjemne obowiązki. Nie pomyliłam się w wyborze męża – okazał się niezawodnym i oddanym człowiekiem rodzinnym.

Mogłam skonsultować się z nim w każdej trudnej sytuacji życiowej, zawsze miał mądre podejście i prawie zawsze dawał właściwe rady. Gdy wyjeżdżałam na weekend na działkę, byłam pewna, że dzieci będą nakarmione i położone spać na czas, a mąż nie wyjdzie z domu i nie zostawi ich samych ani na chwilę, dopóki nie wrócę.

Jest moim najbliższym przyjacielem, z którym mogę porozmawiać, gdy mam ciężko na duszy albo problemy w pracy.

Żyjemy razem już 15 lat i ani razu nie żałowałam swojego wyboru. Wręcz przeciwnie – bardzo boję się stracić mojego męża. Okazuje się, że miłość nie jest najważniejsza w małżeństwie, bo może przeminąć. Ale wsparcie, przyjaźń i niezawodność łączą małżonków na dłużej i znacznie mocniej.

Uważam, że mamy idealne małżeństwo, bo opiera się ono na zaufaniu i wzajemnym szacunku. Takie wartości nie przemijają szybko, jak nagła, płomienna miłość, która z czasem staje się zwyczajna, a ukochana osoba – mniej interesująca.

Spread the love