Niedawno mój mąż zmienił pracę i wtedy wszystko się zaczęło. Pojawiły się u niego częste delegacje. Tylko że potem dowiedziałam się, że w te „służbowe podróże” Piotr wcale nie jeździł sam

Jesteśmy małżeństwem od 16 lat, mamy 14-letnią córkę i 10-letniego syna. Na początku żyliśmy zgodnie, ale potem wszystko stało się rutyną. Może zaczęłam być bardziej wymagająca, może przesadzałam, jak wiele kobiet: „Mało zarabiasz? Znajdź drugą pracę! Ciągle jesteś zajęty? Czemu nie spędzasz więcej czasu z rodziną?!”. Szczerze mówiąc, duży wpływ miały na mnie koleżanki, a ja zaczęłam się tak zachowywać.

Niedawno mąż zmienił pracę – został przedstawicielem handlowym i od tego momentu wszystko się zmieniło.

Nowa praca przynosiła niezłe dochody, ale mąż zaczął często wyjeżdżać w delegacje. W pracy nawiązał romans z młodą dziewczyną. Przez trzy lata niczego nie podejrzewałam. Tak, wyjeżdżał i nie nocował w domu, ale bilety na podróż się zgadzały, ufałam mu i wierzyłam, że po prostu pracuje. A potem dowiedziałam się, że w te „służbowe podróże” Piotr nie jeździł sam.

Gdy wszystko wyszło na jaw, postanowiłam wyjaśnić sprawę z mężem. Piotr wszystkiemu zaprzeczał, mówił, że to tylko jego koleżanka z pracy i nic więcej, ale widziałam w jego oczach, że to nieprawda! Skoro to nic wielkiego, dlaczego ukrywał przede mną, że nie podróżuje sam?

W końcu się poddał. Przyznał, że ich romans trwał już kilka lat, ale zapewnił mnie, że kocha tylko mnie, a z nią było mu po prostu łatwiej – nie miała wobec niego żadnych oczekiwań ani pretensji. Błagał o wybaczenie.

Nie mogłam tak po prostu zapomnieć o wszystkim, ale postanowiłam też nie podejmować pochopnej decyzji.

Mieszkaliśmy dalej razem, ale byliśmy sobie zupełnie obcy, choć wciąż prowadziliśmy wspólne gospodarstwo – gotowałam mu obiady, prasowałam koszule. Twierdził, że ta dziewczyna już się zwolniła, że nie wie, gdzie jest i co robi. Przekonywał mnie, że to zamknięty rozdział.

Tak minęły trzy miesiące. Nawet gdzieś w głębi serca zaczęłam się łamać, byłam gotowa mu wybaczyć, nawet trochę się do siebie zbliżyliśmy… Aż nagle – znowu delegacja, tym razem na kilka dni nad morze!

Zaczęłam się niepokoić.

Piotr zapewnił mnie, że nie mam powodów do obaw. A jeśli mu nie wierzę, może zabrać dzieci ze sobą. W szkole można było załatwić wolne na tydzień, a razem z podróżą wszystko by się zmieściło w tym czasie. Dzieci były zachwycone, a ja się uspokoiłam – skoro zabiera je ze sobą, to znaczy, że wszystko jest w porządku. Odprowadziłam ich na pociąg, upewniłam się, że wsiadają do wagonu. Dowiedziałam się, że wynajęli mieszkanie na cztery dni.

Przez pierwsze dwa dni miałam z nimi kontakt – wszystko było w porządku. Ale wczoraj rozmawiałam z synem i przypadkiem powiedział mi całą prawdę.

Powiedział, że mieszkają tam razem z jakąś „ciocią”, która jechała z nimi pociągiem (wsiadła na drugiej stacji), i że wynajęli mieszkanie wspólnie, żeby było taniej. Powiedział też jej imię i nazwisko. I wtedy zrozumiałam, że chodzi o TĘ samą dziewczynę.

Gdy syn zorientował się, że powiedział coś niepotrzebnego, szybko się rozłączył. Potem zadzwoniła córka, mówiąc, że to tylko żart, a tata jest teraz na ważnym spotkaniu i wróci późno.

Ale ja wiem, że to prawda. Syn nie mógłby się tak pomylić – powiedział jej imię i nazwisko!

Dziś mąż dzwoni do mnie cały dzień, ale nie odbieram telefonu.

Co mam teraz zrobić? Nawet nie wiem, od czego zacząć…

Spread the love