Moja siostra znów wychodzi za mąż – trzeci raz! I znów rodzice chcą, żebym za to zapłaciła
Moja młodsza siostra znalazła sobie bardzo kosztowne hobby – wychodzenie za mąż.
Ale nie tak, żeby pójść do urzędu, podpisać papiery i gotowe.
Suknia, welon, przyjęcie, goście, kwiaty – pełen pakiet.
Dwa razy już tak zorganizowała sobie wesele, teraz przygotowuje trzecie.
I oczywiście rodzice znów próbują wyciągnąć ode mnie pieniądze na tę imprezę.
Sami wyczyścili wszystkie oszczędności na poprzednie wesela, a ceny wciąż rosną.
Ale ja nie zamierzam w tym cyrku uczestniczyć.
Pierwszy ślub – wielka miłość w wieku 19 lat
Pierwszy raz Kasia wyszła za mąż pięć lat temu.
Miała 19 lat i spotkała „miłość swojego życia”.
Twierdziła, że bez niego nie przeżyje i groziła rodzicom, że jeśli nie zrobią jej wesela, to się od nich odetnie i nigdy nie pokaże im wnuków.
Gdybym była na miejscu rodziców, to nawet grosza bym na to nie dała.
Ale moi rodzice, jak zawsze, zrobili, co chciała najmłodsza córka.
Wydali wszystkie oszczędności, pożyczyli pieniądze od rodziny i zaczęli organizację.
Mnie też zaangażowali w przygotowania.
Byłam przeciwna jej zamążpójściu w tak młodym wieku, ale mama mnie przekonywała, żebym pomogła.
Miałam wtedy 30 lat, dobrze zarabiałam, więc rzeczywiście mogłam się dołożyć.
I tak, Kasia mnie irytowała, ale wciąż to była moja siostra.
A może faktycznie to była miłość na całe życie?
Przynajmniej w jednej kwestii miałam rację – to faktycznie było pierwsze wesele… ale nie ostatnie.
Zorganizowaliśmy jej ślub z pompą: wykupienie panny młodej, zabawy, konkursy, kradzież welonu, tradycyjne „gorzko” – pełny pakiet.
Była nawet bójka.
Ale małżeństwo przetrwało tylko rok.
Rozwód odbył się w atmosferze awantur, wyzwisk, kłótni i wezwań na policję.
Na szczęście nie zdążyli mieć dziecka, bo wtedy cała rodzina musiałaby się zajmować tym bałaganem.
Drugi ślub – teraz to na pewno na całe życie!
Po rozwodzie Kasia przysięgała, że więcej za mąż nie wyjdzie.
Nawet zabrała się za studia, ku ogromnej radości rodziców.
W tym czasie ja kupiłam mieszkanie w Poznaniu, spłacałam kredyt, dużo pracowałam i nie śledziłam rodzinnych nowinek.
Więc byłam w szoku, gdy rok po rozwodzie Kasia znów szykowała się do ślubu.
Rodzice zachwalali jej nowego wybranka.
Łukasz to ideał – wykształcony, pracowity, z dobrego domu.
Żadnych nałogów, same zalety.
I oczywiście, skoro jest taki idealny, to chce się jak najszybciej ożenić.
A Kasi bardzo się spieszyło, żeby zostać jego żoną.
Bo teraz to na pewno miłość na zawsze.
„Może wystarczy? Jeden wielki ślub już mieliśmy”
Przypomniałam im, że dwa lata temu robiliśmy już wielkie wesele.
Może wystarczy?
Niech po prostu pójdą do urzędu i skromnie świętują w restauracji.
Ale Kasia i rodzice nie chcieli o tym słyszeć.
– Poprzedni ślub kojarzy się jej z negatywnymi emocjami – przekonywali.
– A nowa uroczystość pozwoli „wyzerować złe wspomnienia”.
Bzdura.
Ale rodzice znów wydali wszystkie pieniądze, pożyczyli od rodziny, ale już bez entuzjazmu.
Na szczęście drugi mąż Kasi wziął część kosztów na siebie.
Ale i tak Kasia przyszła do mnie po pieniądze.
Miałam kredyt na głowie, ale prosiła, żeby zapłacić chociaż za jej suknię.
– To będzie twój prezent dla mnie! – przekonywała.
Uległam.
Suknia kosztowała mnie fortunę.
I znów wesele, znów ślub, znów koniec.
Drugie małżeństwo trwało trochę dłużej – dwa lata.
Ale rozwód tym razem był spokojny.
Łukasz po prostu powiedział Kasi, żeby dała mu święty spokój i odszedł.
Trzeci ślub? Beze mnie!
Nie minął nawet miesiąc, a rodzice znów przyszli po pieniądze na wesele.
Kasia zamierza wyjść za mąż po raz trzeci.
Nie wytrzymałam.
Oświadczyłam, że nie dam ani grosza.
To jej nowe, kosztowne hobby, ale ja nie zamierzam za to płacić.
Niech organizują wesele bez mojego udziału.
I to był ostatni raz, kiedy dałam się wciągnąć w rodzinne prośby.
Teraz nawet z uprzejmości nie będę udawać, że mnie to interesuje.
A jeśli mama znowu zacznie narzekać, po prostu przestanę odbierać telefon.
Dlaczego miałabym czuć obowiązek?
Rodzice nigdy nie byli dla mnie wyjątkowo bliscy.
Większość dzieciństwa spędziłam z dziadkami w Gdyni.
Rodzice pracowali na kontraktach, żeby zarobić na mieszkanie.
Widziałam ich raz na kilka miesięcy i nigdy nie czułam się z nimi szczególnie związana.
Ale gdy urodziła się Kasia, wszystko się zmieniło.
Ona była ich oczkiem w głowie, a ja stałam się osobą z boku.
Wszystkie jej kaprysy były spełniane, traktowali ją jak księżniczkę.
Ja w tym czasie dorastałam, kończyłam szkołę, zaczynałam studia i pracę.
Rodzice byli zajęci Kasią, a ja zajęłam się sobą.
Teraz, gdy mam własne życie, mam prawo wybrać, czym się przejmuję, a czym nie.
I śluby mojej siostry już mnie nie interesują.
Życzę jej wszystkiego dobrego, ale nie zamierzam za to płacić.
Niech sobie bierze ślub nawet co roku.
Byle beze mnie i bez mojego portfela.
