Wszystkie święta rodzinne obchodzimy w naszym domu, ale tym razem zaproponowałam zamówienie jedzenia z kawiarni, co kogoś uraziło.

W naszej rodzinie świętowanie najważniejszych okazji zawsze odbywa się w domu – to tradycja, którą pielęgnujemy od lat. Mieszkamy w Polsce, gdzie nasz przestronny dom, duża kuchnia z piekarnikiem i ogród z miejscem na grilla stwarzają idealne warunki do organizowania rodzinnych spotkań. U nas, niezależnie od tego, czy obchodzimy urodziny, czy inny ważny dzień, zawsze zbieramy się razem – czego często brakuje w wielu innych polskich domach.

Uwielbiam przyjmować bliskich we własnym domu – ciepła atmosfera, śmiech dzieci i serdeczne rozmowy budują niezastąpione więzi. Jednak tegoroczna jesień przyniosła nam niespodziewane wyzwania. Najpierw wszyscy w rodzinie zachorowaliśmy na COVID-19 – początkowo dzieci, potem mąż i ja. Choć przebieg choroby był łagodny i bez hospitalizacji, jej skutki okazały się ogromne. Minął miesiąc od wyzdrowienia, a ja wciąż czuję się wyczerpana. Radzę sobie z codziennymi obowiązkami – gotuję, sprzątam, odprowadzam dzieci na zajęcia – lecz myśl o organizacji dużego przyjęcia wywołuje we mnie ogromne zmęczenie.

Zbliżały się urodziny męża mojej Anety, a wszyscy oczekiwali tradycyjnie bogato zastawionego stołu, tortu i licznych smakołyków. Czując, że moje siły już nie pozwalają na przygotowanie takiego wydarzenia, postanowiłam zaproponować zmianę. Skontaktowałam się z Anetą i zasugerowałam, aby spotkanie odbyło się u mnie – przygotuję coś lekkiego, a resztę posiłków zamówimy z pobliskiej kawiarni. Niestety, moja propozycja wywołała zaskakująco negatywną reakcję. Aneta przyjęła ją z wyraźnym oburzeniem, choć starała się tego nie pokazywać.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie Elżbieta – pewnie dowiedziała się o moim pomyśle od Anety – i zaproponowała, aby zamiast tego wybrać się do restauracji. „Zwykle spotykamy się, żeby cieszyć się domowymi smakami, a kupne jedzenie w domowym zaciszu traci swój urok. Spotkajmy się na neutralnym gruncie, żebyś miała mniej kłopotów.” Zgodziłam się niechętnie, czując, że Elżbieta poczuła się urażona moją sugestią. W końcu nie chciałam nikogo zranić.

Na dwa dni przed planowanym spotkaniem Aneta napisała, że ona i jej mąż Marek nie pojadą do kawiarni – Marek stanowczo nie chciał uczestniczyć. Zapytałam, czy nie moglibyśmy jednak spotkać się u mnie, na co odpowiedź brzmiała jedynie: „Nie chcemy cię w żaden sposób krępować.” Ta odpowiedź sprawiła, że poczułam się osamotniona i niezrozumiana.

Boli mnie, że w rodzinie dochodzi do nieporozumień, zwłaszcza gdy wszyscy powinniśmy się wzajemnie wspierać. Mam wrażenie, że niektórzy nie potrafią zrozumieć, iż nawet po miesiącu od przejścia COVID-19 można nadal czuć się wyczerpanym. Osoby, które nie chorowały, nie zdają sobie sprawy, jak bardzo ta choroba osłabia organizm i pozbawia energii do codziennego funkcjonowania.

Pytam Was, drodzy czytelnicy: czy powinnam udawać, że nic się nie stało, i zgodzić się na spotkanie w kawiarni z rodzicami? Jak świętować urodziny bez głównego solenizanta, gdy samemu brakuje sił? Czuję się zagubiona i bezradna. Jeśli macie jakieś pomysły, rady lub doświadczenia, które mogłyby pomóc naprawić relacje rodzinne i znaleźć kompromis – będę wdzięczna za wszelkie sugestie.

Jestem otwarta na Wasze komentarze i opinie, wierząc, że wspólnie można znaleźć rozwiązanie, które przywróci rodzinną harmonię i pozwoli nam cieszyć się wspólnymi chwilami bez zbędnego stresu.

Spread the love