Pewnie sami mogliście się domyślić, że potrzebujecie własnego mieszkania, po co było czekać, aż to powiemy na głos? – oświadczyła mi bez cienia wyrzutów sumienia moja synowa. Stałam jak wryta, z otwartymi ustami, bo zaskoczenie było tak wielkie, że nie wiedziałam, co mam jej na to odpowiedzieć. Synowa, która mieszka w moim domu, na gotowym, nagle uznała, że im przeszkadzam i powinnam zamieszkać osobno
Jestem emigrantką, od 21 lat mieszkam w Wielkiej Brytanii i przez ten czas z matki dla swoich synów zamieniłam się w bankomat z obcą walutą.
Nie odrzucam całkowicie swojej winy w tym, jak się potoczyło nasze życie, bo sama ich do tego przyzwyczaiłam. Jak każda matka, chciałam lepszego życia dla moich dzieci, dlatego to właśnie dla nich zdecydowałam się wyjechać za granicę.
Nigdy nie byliśmy z mężem bogatymi ludźmi, nawet własnego mieszkania nie mieliśmy, mieszkaliśmy razem z jego rodzicami. Kiedy teściowie odeszli, ich dom został nam, ale był stary, bez remontu, wszystkie udogodnienia na podwórku, wodę nosiliśmy ze studni sąsiadów – jednym słowem, nie było nam łatwo.
– Stefanie, chyba wyjadę za granicę, bo tutaj się nie dorobimy, a dzieci rosną – powiedziałam kiedyś mężowi.
– Rozumiem, Anno, pomoc synom to dobra rzecz, ale my też nie jesteśmy wieczni… Sam nie wiem, co będzie lepsze – odpowiedział mi ze smutkiem.
Stefan chorował i chciał, żebym była blisko niego. Ale ja podjęłam decyzję z myślą o dzieciach – moi chłopcy dobrze się uczyli, chciałam, żeby mieli wykształcenie wyższe.
I tak wyjechałam do Wielkiej Brytanii. Obu synom opłaciłam studia na uniwersytecie, ukończyli je, znaleźli pracę, byłam z nich bardzo dumna.
Moi synowie wyrośli na mądrych i przystojnych mężczyzn, więc szybko wypatrzyły ich dwie zaradne dziewczyny z naszej wioski. Żadna z synowych mi się nie spodobała – było widać na pierwszy rzut oka, że zależy im tylko na pieniądzach. Ale skoro synowie je sobie wybrali, nie wtrącałam się.
Starszemu synowi kupiłam mieszkanie, zrobiłam remont, urządziłam wszystko za swoje emigranckie pieniądze. Co tylko syn chciał, to mu kupowałam, bo chciałam mu dogodzić.
Dla młodszego syna i jego żony urządziłam dom na wsi – zburzyliśmy starą chatę i na jej miejscu postawiliśmy nowy budynek. Mamy teraz duży, półtorakondygnacyjny dom. Teraz mieszka tam mój młodszy syn z rodziną, a ja, kiedy wrócę, planowałam tam zamieszkać.
Tylko okazało się, że w swoim własnym domu jestem niepotrzebna. W zeszłym roku, gdy przyjechałam na urlop, starsza synowa ani razu mnie do siebie nie zaprosiła, a syn nie znalazł czasu, żeby się ze mną spotkać, choć byłam w kraju aż trzy tygodnie.
Młodsza synowa, Marta, też nie była dla mnie zbyt serdeczna, choć mieszkaliśmy pod jednym dachem. Nie witała się, nie pytała, jak się czuję, czy nie jestem głodna.
Było mi przykro, że traktują mnie w ten sposób. Mimowolnie zaczęłam się zastanawiać, czym im zawiniłam? Przecież wszystko, co zarabiałam, dzieliłam równo między synów, tylko okazało się, że to właśnie przez to synowe się pokłóciły – zaczęły się porównywać, której więcej przywożę prezentów.
Młodsza synowa uważała, że skoro starsza ma jedno dziecko, a ona dwoje, to powinnam im dawać więcej.
Już w zeszłym roku podczas urlopu zrozumiałam, że dzieci cenią nie mnie, ale to, co im daję. A w tym roku moje podejrzenia tylko się potwierdziły.
Ostatni rok wysyłałam synom tylko paczki z prezentami, a pieniądze zaczęłam odkładać dla siebie. I tym razem, gdy przyjechałam, Marta już nawet nie ukrywała swojej niechęci do mnie. Powiedziała mi wprost, że nie jest jej ze mną komfortowo i że dzieci powinny mieszkać osobno od rodziców.
– A gdzie ja mam mieszkać? – zapytałam.
Na co odpowiedziała mi, że jak każda normalna emigrantka, dawno powinnam była kupić sobie kawalerkę, żeby nie przeszkadzać dzieciom.
Bardzo przykro było to usłyszeć, bo zrozumiałam, że jako matka-bankomat jestem potrzebna, ale jako zwykła matka – już nie. Pokazali mi to i starszy syn, i młodszy.
Nie raz przypominały mi się słowa mojego nieżyjącego już męża, że dzieci dorosną, założą swoje rodziny i rodzice przestaną być im potrzebni.
Nie wiem, co mam teraz robić. W ciągu roku udało mi się odłożyć zaledwie 10 tysięcy funtów – to wszystko, co mam. A co dalej?
