Moja mama zabraniała mi budować własne życie osobiste, a teraz ciągle stawia mi za wzór moją siostrę, jej męża i dzieci
Często mówi się, że rodzice kochają swoje dzieci jednakowo. Ale tak tylko powinno być. W rzeczywistości zawsze jest jasne, kto jest ulubieńcem mamy i taty.
Nasz ojciec odszedł z rodziny, gdy miałam 14 lat, a moja młodsza siostra Irena – 10. Historia banalna: zakochał się w swojej młodej koleżance z pracy, przez dwa lata ukrywał romans przed mamą. A gdy jego nowa ukochana urodziła mu syna, bez chwili wahania odszedł do nowej rodziny.
Mama miała oczywiście ciężko. Irena w ogóle wtedy nic nie rozumiała, a ja starałam się wspierać mamę we wszystkim.
Ona sama mi o tym mówiła wprost:
– Anna, sama nie utrzymam rodziny. Idź do szkoły zawodowej, a potem znajdziemy ci jakąś pracę dorywczą.
Mama wpajała mi, że młodzieńcze zabawy trzeba odłożyć na później i całkowicie skupić się na nauce oraz przyszłej karierze. W ten sposób pomogę jej wychować siostrę i jednocześnie stanę na własne nogi.
Uczyłam się dniem i nocą, nie chodziłam na żadne imprezy i w końcu ukończyłam szkołę prawniczą z wyróżnieniem. Potem podjęłam pracę w małej firmie i jednocześnie rozpoczęłam studia wieczorowe.
W pracy przeżyłam swoją pierwszą miłość z kolegą – rówieśnikiem, ale mama była nieugięta: jakie związki, trzeba jeszcze pomóc młodszej siostrze stanąć na nogi.
I tak oto, mając już prawie 40 lat, zostałam dyrektorką dużej firmy konsultingowej, kupiłam mieszkanie, dwa razy w roku jeżdżę na wakacje. Tylko męża i dzieci nie mam.
Moje urodziny wypadają w połowie stycznia, zaraz po wszystkich zimowych świętach. Zazwyczaj huczniej obchodzę je w pracy, a w domu zapraszam tylko najbliższych – mamę i siostrę z jej mężem i dziećmi.
Ale kilka dni przed moim dniem wolnym, kiedy czekałam na rodzinę w gościach, zadzwoniła mama:
– Ojej, Anna, nie obraź się, ale w sobotę do ciebie nie przyjdziemy!
– Co się stało? – zdziwiłam się.
– U Ireny i jej dzieci katar, pojadę im pomóc. Jak tylko Saszek wraca po feriach do szkoły, zawsze przynosi jakąś infekcję! – tłumaczyła mama.
– Czekaj, skoro u nich w domu kwarantanna, to może przyjedź do mnie, porozmawiamy. Tęsknię, dawno się nie widziałyśmy – już kilka miesięcy! – zaproponowałam.
– Anna, jak mogłabym zostawić Irenę? Obrazi się. Z dziećmi trzeba pomóc. Wiesz przecież, że jej mąż, Andrzej, cały czas jest w pracy! – odpowiedziała mama.
Odłożyłam słuchawkę i nawet nie chciałam już słuchać nowinek o rodzinie siostry. Nawet ona sama nie pofatygowała się, żeby zadzwonić – odmówiła przez mamę!
Jak to się stało, że poświęciłam praktycznie całą swoją młodość i dorosłe życie na naukę i pracę, budowanie kariery dla dobra rodziny, a teraz okazało się, że jestem im niepotrzebna?
Przecież marzyłam o tym, żeby ani mama, ani siostra nie miały żadnych potrzeb. W efekcie ani jedna, ani druga nie pracuje, obie żyją sobie wygodnie, a ja dalej haruję jak wół!
Co więcej, nadal opłacam połowę wydatków mamy – siostra i jej mąż w ogóle się w to nie angażują. Płacę rachunki za nasze stare mieszkanie, przywożę mamie torby pełne jedzenia i finansuję jej wizyty u lekarzy.
Czy po tym wszystkim nie zasłużyłam na odrobinę szacunku ze strony mamy i siostry? Nawet na moje urodziny nie chcą przyjechać!
Mama właściwie nie dała mi szansy na normalne życie osobiste – kiedy spotkałam dobrego chłopaka, to, widzisz, był dla niej i Ireny “niewygodny czas”.
A teraz w każdej rozmowie telefonicznej i przy każdej osobistej wizycie wypomina mi rodzinę Ireny i to, że podarowała jej wnuki! A kiedy się buntuję, mama się dziwi – mówi, że kto mi niby nie pozwalał założyć własnej rodziny? Przecież odkąd skończyłam 25 lat, w nic się w moje życie nie wtrąca.
Tylko że ja już się przyzwyczaiłam do samotnego życia! Bo kontakt z ludźmi to taka sama umiejętność jak każda inna. A jeśli jej nie mam, to skąd nagle mieliby się pojawić mąż i dzieci?
Rodzice nie powinni przerzucać ciężaru swojego rozstania na barki dzieci. To nie ja jestem winna temu, że ojciec okazał się draniem i nas porzucił. Ale mama we mnie znalazła wiernego partnera i z przyjemnością zrzuciła na moje młodzieńcze barki cały ciężar obowiązków. To nie było w porządku. I z tą krzywdą żyję już wiele lat, nie mogę się jej pozbyć. A mama tylko dolewa oliwy do ognia, ograniczając nasze kontakty do minimum.
