Jak to – wyszłaś za mąż? Nie rozumiem – były mąż był wyraźnie zaskoczony takimi nieoczekiwanymi dla niego zmianami w moim życiu. Stał w moich drzwiach z bukietem kwiatów, licząc na to, że rzucę mu się w ramiona z radości, a ja powiedziałam, że nie mam czasu, bo przygotowuję kolację dla męża, który zaraz wróci z pracy. Takiego obrotu spraw się nie spodziewał.

Z Arturem rozwiedliśmy się dwa lata temu – z jego inicjatywy. Wtedy bardzo przeżyłam nasze rozstanie i na początku błagałam Boga, by wrócił, bo naprawdę go kochałam.

Pobraliśmy się z wielkiej miłości, miałam wtedy 27 lat. Oboje mieliśmy wykształcenie, pracę, mieszkanie, ale postanowiliśmy zamieszkać w moim, bo było dwupokojowe.

Z powodu tego mieszkania przestała się do mnie odzywać moja mama, bo uważała, że powinnam się nim podzielić z moją młodszą siostrą. Ale ja tak nie uważałam – mieszkanie należało do mojej babci ze strony ojca, a siostra nie miała do niego żadnych praw, ponieważ miałyśmy różnych ojców.

Mama miała jednak inne zdanie. Po tym, jak mój ojciec nas opuścił, ponownie wyszła za mąż i to ojczym mnie wychowywał. Według niej powinnam była podzielić się mieszkaniem z siostrą z wdzięczności.

Nie zamierzałam tego robić – sama potrzebowałam mieszkania, bo wychodziłam za mąż. Więc zaraz po ślubie wprowadziłam się tam z mężem. Moja mama i siostra przestały się do mnie odzywać, nie przyszły nawet na moje wesele.

Artur też miał swoje mieszkanie – kupił je sam, ale było jednopokojowe. Postanowiliśmy je wynająć, a z otrzymanych pieniędzy opłacać rachunki i wspólne wydatki.

Od samego początku umówiliśmy się, że wszystkie wydatki dzielimy po połowie. Zarabialiśmy mniej więcej tyle samo. Jeśli chcieliśmy pomóc rodzinie, to odkładaliśmy na to określoną kwotę.

Na początku wszystko między nami było dobrze. Ale po pół roku siostra Artura – studentka – ogłosiła, że wychodzi za mąż i spodziewa się dziecka. Jej rodzice uznali, że młoda rodzina powinna zamieszkać w mieszkaniu Artura.

Mój mąż nie zapytał mnie o zdanie – zrobił tak, jak chcieli jego rodzice. Nie mogłam się temu sprzeciwić, bo to było jego mieszkanie i jego decyzja.

Ale powiedziałam, że skoro teraz nie będziemy otrzymywać 6 tysięcy z wynajmu, to ja również będę wpłacać o 2 tysiące mniej do wspólnego budżetu i odkładać te pieniądze na własne potrzeby.

Moje stanowisko bardzo go oburzyło. Nazwał mnie wyrachowaną i zarzucił, że go nie rozumiem, bo chodzi o jego najbliższych, którym nie mógł odmówić.

Przypomniałam mu, że mieliśmy umowę i nie zamierzam od niej odstępować. Artur tak się na mnie zdenerwował, że nie wsparłam go w tej sytuacji, że złożył pozew o rozwód. W ten sposób pokazał, że jego rodzina jest dla niego ważniejsza niż ja, jego prawowita żona.

Po trudnym okresie w końcu zebrałam się w sobie i postanowiłam żyć dalej. Rok po rozwodzie poznałam godnego mężczyznę i wyszłam za niego za mąż. Teraz mam dobre życie i jestem szczęśliwa.

A u mojego byłego męża nie wszystko poszło tak dobrze, jak się spodziewał. W końcu zrozumiał, że jego rodzina po prostu go wykorzystuje.

Artur mieszka teraz u swoich rodziców, bo mama przekonała go, że nie wypada wyrzucać siostry z małym dzieckiem z mieszkania. Co więcej, zobowiązali go do wspierania jej finansowo, bo teraz ma trudną sytuację.

Pożył tak przez jakiś czas i postanowił do mnie wrócić. I wcale się nie spodziewał, że w tak krótkim czasie – według niego – zdążę wyjść za mąż.

Nie wiem, na co liczył. Że będę czekać na niego do emerytury? Przecież to on chciał się rozwieść, bo postawił swoją rodzinę ponad mnie.

Uważam, że krewni nigdy nie powinni wtrącać się w życie młodych małżeństw. A tym bardziej prosić o pomoc, jeśli można się bez tego obejść.

Spread the love