Córka wpadła w szał z powodu prezentu od mojego partnera na Walentynki i nie chce słyszeć nic o moim życiu osobistym
Po walentynkach jestem w kiepskim nastroju. A wszystko przez moje dzieci. A dokładniej – przez ich reakcję na mojego partnera.
Mam dwoje dzieci. Oboje są nastolatkami: córka ma 15 lat, a syn 13. Z moim byłym mężem, ich ojcem, rozwiedliśmy się trochę ponad dwa lata temu. Rozstaliśmy się w sposób cywilizowany, bez kłótni, skandali i wzajemnych oskarżeń. Każde z nas znało swoje błędy i przyznało się do nich, ale było już za późno, żeby ratować związek.
Mój błąd polegał na tym, że poświęcałam mężowi zbyt mało uwagi, oddając całą siebie dzieciom i zaniedbując swój wygląd. Mąż przez jakiś czas próbował do mnie dotrzeć, ale potem stracił zainteresowanie i zaczął oglądać się za innymi kobietami. Tak pojawiła się jego kochanka, która dziś jest już jego żoną.
Kiedy zaczęłam podejrzewać zdradę, nie zamierzałam milczeć i zapytałam go wprost. Przyznał się. Postanowiliśmy się rozwieść, ale dzieciom nie powiedzieliśmy prawdy o przyczynie rozstania. Po prostu wyjaśniliśmy, że już się nie kochamy i trudno nam mieszkać razem. Na początku syn i córka bardzo to przeżywali, ale z czasem się pogodzili.
Mąż przeprowadził się do swojej kochanki, ale dzieci o tym nie wiedziały. Powiedzieliśmy im, że tata mieszka w wynajętym mieszkaniu i że mogą się z nim widywać tylko u nas, bo w jego nowym miejscu mieszka „surowa właścicielka”.
Każdy weekend spędzał z dziećmi, a ja w tym czasie wychodziłam z domu, bo nie miałam ochoty go widzieć.
Rok później wziął ślub z tamtą kobietą i musieliśmy powiedzieć dzieciom prawdę – nie było już sensu tego ukrywać. Dzieci były bardzo rozczarowane i obrażone, przez jakiś czas nawet nie chciały widywać się z ojcem.
Mąż próbował ich przekonać do spotkań, ale postawili mu warunek: nie chcą słyszeć ani wiedzieć nic o jego nowej żonie, a tym bardziej jej poznawać. Niechętnie, ale się zgodził.
Zawsze staram się być dla dzieci „wzorową” matką, dawać im dobry przykład. Ale jednocześnie mam też swoje życie: spotkania z przyjaciółkami, wypady do kawiarni i na karaoke.
Jeśli chcę gdzieś wyjść, dzieci zazwyczaj zostają u babci.
Kilka miesięcy temu poszłam z koleżankami na kręgle i tam poznałam mężczyznę. Szybko nawiązała się między nami więź.
Ma 47 lat, jest rozwiedziony i mieszka sam. Ma dorosłą córkę, która ma już 22 lata. Jest troskliwy, ciepły i bardzo uważny.
Od razu powiedziałam Andrzejowi o mojej rodzinie.
– Nie chcę od razu mówić dzieciom o naszym związku. Bardzo przeżyły rozwód i nie chcę ich dodatkowo obciążać – wyjaśniłam mu.
Zrozumiał to i nie naciskał.
Zaczęliśmy się spotykać w tajemnicy.
Odbierał mnie z pracy, jechaliśmy na kolację, a kiedy dzieci były u babci – spędzaliśmy razem weekendy.
Nikomu o tym nie mówiłam, żeby dzieci się nie dowiedziały. Nie wiedziałam jeszcze, jak poważne są jego intencje i nie chciałam ich martwić.
Chodziłam na randki ukradkiem, czując się jak nastolatka.
Andrzej okazał się naprawdę wartościowym człowiekiem. Czułam się przy nim komfortowo. Pierwszy raz od lat ktoś mnie doceniał, rozumiał, sprawiał, że czułam się atrakcyjna i pożądana.
Wszystko było wspaniale – aż do walentynek.
Tego dnia Andrzej od rana przysłał mi ogromny bukiet kwiatów i pudełko czekoladek.
Nie było sensu tego ukrywać. W domu dzieci od razu zaczęły mnie wypytywać. Nie zamierzałam kłamać, więc powiedziałam im prawdę.
Córka wpadła w furię.
Nazwała mnie kłamczuchą i hipokrytką, powiedziała, że jestem taka sama jak jej ojciec.
– Nie masz prawa układać sobie życia, dopóki my nie dorośniemy i się nie wyprowadzimy! – krzyczała.
Starałam się zachować spokój, tłumaczyłam, że takie rzeczy się zdarzają, że przecież nie zamierzałam celowo szukać związku – tak po prostu wyszło.
Syn po prostu zamknął się w swoim pokoju i nie chciał ze mną rozmawiać.
Później dzieci, jakby się zmówiły, postawiły mi ultimatum: nie chcą słyszeć ani wiedzieć nic o moim partnerze, tak samo jak o nowej żonie ich ojca.
Nie powiedziałam jeszcze Andrzejowi o ich reakcji. Nadal się spotykamy.
Bardzo mi na nim zależy, czuję, że to moja bratnia dusza. Ale jednocześnie widzę, jak moje dzieci się ode mnie oddaliły – zwłaszcza córka.
Coraz częściej pojawiają się myśli, żeby rozstać się z Andrzejem dla dobra dzieci.
Boję się stracić z nimi kontakt, zwłaszcza teraz, gdy przechodzą trudny okres dorastania.
Ale z drugiej strony boję się też, że na starość zostanę sama.
Mam znajomą, która poświęciła swoje życie dzieciom, całkowicie zrezygnowała z siebie i relacji z mężczyznami. A teraz jest sama. Jej dorosłe dzieci w ogóle się z nią nie kontaktują.
Chcę zachować bliską relację z dziećmi, ale związek z Andrzejem jest dla mnie równie ważny.
Nie każdego dnia spotyka się kogoś, kto cię rozumie i akceptuje takim, jakim jesteś.
