Córka oddała mieszkanie wnuczce i wprowadziła się do mnie, choć jej nie zapraszałam

Moja córka Irena postanowiła zrobić dobry uczynek, ale zapomniała mnie zapytać, czy zgadzam się w nim uczestniczyć. Po prostu pewnego pięknego poranka przyszła do mnie z walizkami i radośnie oznajmiła, że teraz będzie ze mną mieszkać.

Trzeba rozumieć, że od dawna mieszkamy osobno. Kiedy wyszła za mąż w wieku osiemnastu lat, podarowałam jej mieszkanie, żeby młode małżeństwo miało gdzie mieszkać.

Urodziłam córkę, gdy miałam dwadzieścia trzy lata, byłam wtedy rok po ślubie. Żyliśmy dobrze z mężem, ale niezbyt długo. Zachorował po zimowym wędkowaniu, nie leczył się i w końcu zmarł na zapalenie płuc.

Córka miała wtedy niespełna siedem lat, więc można powiedzieć, że wychowywałam ją sama. Wszystko dla niej, aby nie czuła się gorsza od innych. Nie miałam własnego życia – musiałam pracować, zajmować się córką, prowadzić dom, nie było mowy o żadnym życiu osobistym. Sił starczało tylko na to, by doczołgać się do łóżka.

Myślałam, że córka pójdzie na studia, zdobędzie zawód, ale ona w wieku osiemnastu lat postanowiła wyjść za mąż. Nie było sensu jej odradzać – była już w ciąży.

– Mamo, ty też urodziłaś mnie niewiele później, nie rób z tego tragedii – przewracała oczami córka.

Ale ja urodziłam dopiero po skończeniu studiów, poza tym miałam już mieszkanie – odziedziczone po babci. A ona? Bez wykształcenia, tylko szkoła za sobą, bez własnego lokum.

Na pytanie, gdzie młodzi będą mieszkać, słyszałam tylko: „Coś wymyślimy”. Wtedy sprzedałam mieszkanie po babci, swoją działkę, kupiłam sobie kawalerkę i taką samą córce, żeby mieli jakiś start.

To właśnie do tego mieszkania wprowadziła się z mężem. Irena była wtedy zachwycona, bo oni myśleli, że wprowadzą się do mnie – w końcu rodzice narzeczonego mieszkali razem z babcią w ciasnocie. A tu taki prezent! Cóż, chciałam, żeby córce było dobrze.

Małżeństwo Ireny też długo nie przetrwało, ale tym razem wszyscy przeżyli. Po prostu dzieci dorosły i zrozumiały, że chcą od życia czegoś innego, więc się rozstali. Córka z wnuczką zostały w mieszkaniu, które jej podarowałam, a zięć gdzieś wyjechał.

Pomagałam córce, zajmowałam się wnuczką, więc mimo że mieszkałyśmy osobno, utrzymywałyśmy kontakt. Z czasem moja pomoc była coraz mniej potrzebna, ale nadal się kontaktowałyśmy.

Dzwoniłam, pytałam, co u nich, one też dzwoniły. Dlatego bardzo się zdziwiłam, gdy dowiedziałam się – już po fakcie – że wnuczka poszła w ślady matki i zaszła w ciążę w wieku osiemnastu lat.

Dowiedziałam się o tym od córki, gdy już stała w moim mieszkaniu z walizkami. Wtedy popłynęła z niej cała historia.

– Nie, ślubu jeszcze nie było, co ty! Na pewno byśmy cię zaprosiły, nie myśl sobie! Po prostu pomyślałam: po co zwlekać? Młodzi muszą gdzieś mieszkać, układać sobie życie, więc dałam im taką możliwość. My z tobą chyba się nie pokłócimy, prawda? – trajkotała radośnie córka.

Już od samego słuchania jej pomysłów włosy mi się jeżyły na głowie. Mieszkam sama od wielu lat w swojej kawalerce i nie mam najmniejszej ochoty, by teraz mieszkać z dorosłą córką, tym bardziej na stałe.

Jestem zdrowa, pracuję, mam swoje życie, swój harmonogram dnia, swoje nawyki, których nie zamierzam zmieniać przez emocjonalny impuls Ireny.

– Mamo, nie młodniejesz, prędzej czy później i tak nie będziesz mogła mieszkać sama. Może sprzedamy twoją kawalerkę i weźmiemy kredyt na dwupokojowe mieszkanie? – przekonywała mnie córka.

Tylko kredytu jeszcze mi brakowało! Może córka sama by sobie wzięła kredyt na kawalerkę, skoro postanowiła tak hojnie obdarować wnuczkę?

Nie chcę się też wyprowadzać z mieszkania, w które latami wkładałam siły, pieniądze i serce. Wszystko jest tu urządzone pod mój komfort, a nie zamierzam go poświęcać.

– Myślisz tylko o sobie! To przez wiek, czy co? Jak wyszłam za mąż, to zostawiłaś mi mieszkanie, to czemu ja nie mogę zrobić tego samego dla swojej córki? – oburzyła się Irena.

Ale ja sama zadbałam o swoje mieszkanie, nikomu się na głowę nie zwaliłam, powtarzając „ciasnota, ale miłość”. Gdyby córka też kupiła mieszkanie sobie albo wnuczce, nie powiedziałabym ani słowa.

Gdyby Irena planowała kupić wnuczce mieszkanie, nawet dorzuciłabym się do tego finansowo, mam coś odłożone. Ale ona postanowiła nie obciążać się takimi sprawami.

– Przykro mi, ale nie będziemy razem mieszkać. Miesiąc, dwa – jakoś to przeżyję, ale nie dłużej, przepraszam, ale to mi nie odpowiada – powiedziałam córce prosto w twarz.

– A nie boisz się, że jak sama będziesz potrzebować pomocy, to ja nie będę chciała z tobą mieszkać? – córka sięgnęła po najmocniejszy argument.

Nie boję się. Mam czas, żeby coś wymyślić, ale nie zamierzam godzić się na wszystko tylko ze strachu, że kiedyś zostanę sama.

Irena na razie się ode mnie nie wyprowadziła, ale chodzi z obrażoną miną i nie rozmawia ze mną, jakbym to ja ją skrzywdziła. A ja nie czuję się winna – to ona jest w błędzie.

Spread the love