– A może jednak warto wybaczyć i wrócić? – radzi mi moja mama przez telefon. – Córeczko, w życiu bywa różnie. Przeżyliście z Arturem tyle lat, macie wiele wspólnego. – Ale on ma dziecko. Mamo, to takie trudne – odpowiadam. – Wiem, kochanie, ale jeśli chcesz mojej rady – wracaj. Jesteś za granicą już rok, a Artur do niej nie poszedł, mieszka sam, choć odwiedza swoje dziecko. To oczywiste, że zrozumiał swój błąd i teraz czeka, aż mu wybaczysz

Teraz znalazłam się w trudnej sytuacji i nie wiem, jak z niej wyjść. Co zrobić, żeby potem nie żałować?

Od roku mieszkam w Niemczech, wyjechałam tam po tym, jak dowiedziałam się, że mąż mnie zdradził.

Nigdy nie sądziłam, że tak się wszystko potoczy, że będę musiała opuścić swój kraj, wyjechać za granicę i zaczynać wszystko od nowa. A jednak – od roku tu żyję i pracuję, i wciąż zadaję sobie pytanie: po co mi to?

A potem przypominam sobie wszystko, co się wydarzyło, i rozumiem – nie miałam innego wyjścia.

Mam 39 lat, jestem mężatką. Z Arturem jesteśmy razem od 17 lat i zawsze uważałam nasze małżeństwo za szczęśliwe.

Mieliśmy własne mieszkanie, na które część pieniędzy pomogli nam dać moi rodzice. Kilka lat temu kupiliśmy nowy samochód, niedawno spłaciliśmy kredyt. Samochodem głównie jeździł mąż – było mu wygodniej do pracy, a ja chodziłam pieszo albo korzystałam z komunikacji miejskiej.

Żyliśmy, pracowaliśmy, snuliśmy plany. Jedyną rzeczą, która nas martwiła, było to, że nie mogliśmy mieć dzieci.

Na początku leczyliśmy się, próbowaliśmy różnych metod, ale wszystko na nic. W pewnym momencie postanowiliśmy zostawić ten temat. Mąż mówił, że to nie jest najważniejsze, że mamy siebie nawzajem.

Z czasem zaproponował, żebyśmy poświęcali więcej uwagi jego siostrzeńcom – dzieciom jego brata. Często zabieraliśmy je do siebie na weekendy, kupowaliśmy prezenty.

Wierzyłam, że naprawdę pogodziliśmy się z sytuacją, choć w głębi duszy czułam się nieswojo i nie przestawałam wierzyć w cud.

Aż pewnego dnia wszystko się zmieniło.

Tego dnia wracałam wcześniej z pracy i postanowiłam pójść nieznaną mi ulicą, chciałam się przejść i uporządkować myśli.

I nagle zobaczyłam nasz samochód. Nie mogłam się pomylić, więc podeszłam bliżej.

Nasze auto było zaparkowane obok niewielkiej kawiarni. W środku siedział mój mąż. Nie był sam. Obok niego była kobieta z niemowlęciem.

Mój mąż pochylił się nad dzieckiem, uśmiechał się, mówił coś ciepłym głosem. Jego oczy świeciły miłością i czułością.

I wtedy wszystko zrozumiałam. To było jego dziecko. Choć oczywiście mogłam się mylić.

Wieczorem, gdy mąż wrócił do domu, powiedziałam mu, że go widziałam, i zapytałam wprost:

– To twoje dziecko?

Nie próbował kłamać.

Powiedział, że od dawna marzył o synu. Że ta kobieta urodziła mu dziecko, a on zamierza je uznać. Ale nie zamierza odchodzić z rodziny.

– Kocham cię – mówił. – To niczego między nami nie zmienia.

Artur mówił o tym tak, jakby nic się nie stało, jakby spełnił swoje marzenie o ojcostwie i wszystko było w porządku.

Ale dla mnie wszystko się zmieniło. Nie wiedziałam, co robić. Miałam wrażenie, że żyję we mgle, że to wszystko nie dzieje się naprawdę.

Tak minęło kilka tygodni. Milczałam, pracowałam, starałam się udawać, że nic się nie wydarzyło.

A potem nie wytrzymałam. Wyjechałam do Niemiec. Na początku myślałam, że na krótko. Chciałam po prostu oderwać się od wszystkiego, przemyśleć sytuację. Ale tak się złożyło, że już od roku tu jestem.

Pracuję w fabryce. Życie nie jest łatwe, ale przynajmniej mniej myślę. Idę do pracy, wracam do domu i tak codziennie. Nie podoba mi się tutaj, ale nie wiem, czy jestem gotowa wrócić.

Mąż wielokrotnie prosił mnie, żebym wróciła. Pisał, dzwonił, jeździł do moich rodziców, błagał o przebaczenie.

Mówi, że nic się nie zmieniło, że kocha mnie tak samo, że możemy żyć jak dawniej. Nadal jesteśmy małżeństwem, mamy wspólne mieszkanie i samochód.

Artur przekonał moją mamę, że zrozumiał swój błąd, że żałuje i dlatego ona prosi mnie, żebym wróciła.

Ale czy można żyć jak dawniej, wiedząc, że twój mąż ma jeszcze jedną rodzinę?

Bardzo tęsknię za domem. Ale co mnie tam czeka? Mąż, którego nie potrafię ani wybaczyć, ani zapomnieć? Czy warto wrócić? Czy zacząć nowe życie tutaj?

Co byście zrobili na moim miejscu?

Spread the love