Tutaj w kuchni jest wygodna kanapa, myślę, że przez kilka dni będziesz mogła się tu przespać – mówi do mnie spokojnie syn. Zamilkłam, bo byłam bardzo zmęczona podróżą – przyjechałam do domu na urlop tuż przed samym Nowym Rokiem, długo staliśmy na granicy, zmarzłam, chciałam wziąć prysznic i coś zjeść, więc nic nie powiedziałam, choć w głębi duszy kipiała prawdziwa burza. Oczekiwałam innego przyjęcia, oczywiście, ale syn mnie bardzo zaskoczył

„A więc tu na kuchni jest wygodna kanapa, myślę, że przez kilka dni możesz tu przenocować” – spokojnie mówi mi syn.

Zamilkłam, bo byłam bardzo zmęczona podróżą. Przyjechałam do domu na urlop tuż przed samym Nowym Rokiem, długo stałam na granicy, zmarzłam, chciałam wziąć prysznic, a w dodatku byłam głodna, więc nie odezwałam się słowem, chociaż w duszy kipiał prawdziwy huragan.

Miałam nadzieję na inne przyjęcie, oczywiście. Nie było mnie w domu trzy lata. Pracowałam w Wielkiej Brytanii, wyjechałam na zarobek, gdy tylko syn się ożenił.

Mieliśmy dom, ale bez remontu, bo nie było nas na to stać. Sama wychowywałam syna, zarabiałam najniższą krajową, a były mąż wcale mi nie pomagał finansowo, alimenty też nie zawsze płacił. Wszystko musiałam ogarniać sama.

A gdy Wiktor dorósł i postanowił się ożenić, zrozumiałam, że nie mam po co siedzieć w domu – trzeba wyjechać za granicę, jak inne kobiety, żeby i sobie na starość zarobić, i dziecku pomóc.

Pojechałam do Wielkiej Brytanii, gdzie od paru lat pracowała moja znajoma – pomogła mi się osiedlić na nowym miejscu.

Na początku było ciężko – wszystko obce, skromne warunki. Wynajmowaliśmy mieszkanie, w którym w dwóch pokojach gnieździło się sześć kobiet. Można było oczywiście coś lepszego znaleźć, ale byłoby drożej, a każda z nas przyjechała po to, żeby coś odłożyć, a nie żeby żyć w luksusie.

Z każdym miesiącem jednak się przyzwyczajałam. Miałam plan – zarobić na remont domu. Ciężko pracowałam, nie miałam prawie czasu na odpoczynek. Wciąż myślałam, że niedługo to wszystko się skończy i wrócę do domu, gdzie czeka na mnie rodzina.

– Mamo, a po co odkładasz pieniądze? – kiedyś zadzwonił do mnie syn do Wielkiej Brytanii z tym dziwnym pytaniem.

– Jak to po co? Będziemy remontować dom – zdziwiłam się.

– Proponuję nie czekać, tylko już zaczynać. Masz przecież jakieś odłożone pieniądze? – mówił syn.

Wtedy miałam tylko 30 tysięcy, ale to już wystarczyło, by zacząć remont. Syn zabrał się za to porządnie, opisał mi plan działania, a mnie wszystko się podobało.

Nawet nie przyjeżdżałam do domu, bo chciałam więcej zarobić. Wszystkie zarobione pieniądze od razu wysyłałam do syna, bo chciałam jak najszybciej zobaczyć efekt.

Kiedy wróciłam, byłam oszołomiona – naszego domu nie dało się poznać, teraz wyglądał zupełnie inaczej niż wtedy, gdy wyjeżdżałam.

Przestronny salon z oknami po samą podłogę, drogie, eleganckie meble, a na ścianie ogromny telewizor plazmowy.

Wiktor był z siebie bardzo zadowolony, z entuzjazmem zdawał mi relację z wykonanych prac, pokazując jeden pokój po drugim.

Byłam zachwycona, bo wszystko rzeczywiście wyglądało przepięknie i luksusowo, nawet nie spodziewałam się takiego rezultatu. Mój syn okazał się dobrym gospodarzem i dobrze zarządził pieniędzmi.

– Wszystko jest wspaniałe, synku, jesteś świetny. A gdzie mój pokój? – zapytałam.

I wtedy zapadła niezręczna cisza, po której syn zaproponował mi spanie na kanapie w kuchni, nazywając ją bardzo wygodną.

– Mamo, to tylko na czas twojego urlopu. Uznaliśmy, że będzie ci lepiej w kuchni, tu jest cieplej i nie będziesz nam przeszkadzać. Mamy teraz dużo spraw i gości – wyjaśnił syn.

Te słowa uderzyły we mnie jak zimny prysznic. Rozumiałam, że jest już dorosły, ma swoje sprawy, ale poczucie, że jestem zbędna, i że oddałam całe życie, całą siebie, a teraz nie mam nic, było bardzo bolesne.

Nocowałam w kuchni, słysząc, jak syn śmieje się z przyjaciółmi, którzy go odwiedzili. W myślach wracały wspomnienia o tym, jak to wszystko się zaczynało: jak traciłam siły, by dać mu to, co najlepsze, a teraz czuję się jak obca osoba we własnym domu.

– Fajnie tu masz. A dom już jest przepisany na ciebie? – usłyszałam z mojego „pokoju” głos syna, rozmawiającego z kolegą.

– Jeszcze nie, ale w najbliższych dniach pogadam z mamą, żeby przepisała dom na mnie, bo się staram, a to wciąż nie jest moje. Bo jakby mama chciała jeszcze wyjść za mąż… – odparł syn i wszyscy wybuchnęli śmiechem.

To było jak cios nożem w serce. Dom jest w tej chwili na mnie i nie zamierzałam go na nikogo przepisywać, zwłaszcza kiedy teraz widzę, w jakiej sytuacji się znajduję. Skoro w tej chwili każą mi spać w kuchni, to co by było, gdybym przepisała na niego dom?

Nie czekałam na rozmowę z synem, spakowałam się i wróciłam do Wielkiej Brytanii, tłumacząc, że zostałam nagle wezwana do pracy.

Po tym wszystkim wiem, że muszę się dobrze zastanowić nad swoją sytuacją. Być może trzeba przestać finansować syna i zacząć odkładać sobie na własne małe mieszkanie. Jak myślicie?

Spread the love