„Synku, tęsknimy z ojcem za tobą, choć raz się pokaż…” – nie zawsze umiemy wychować dzieci w miłości do rodziców

— Mamo, nałożyć ci jednego kotleta czy dwa?
— Postaw na stół, sama sobie nałożę.

Antonina Wiśniewska miała troje dzieci, wszystkie już dawno dorosły i opuściły rodzinne gniazdo. Najstarszy syn, Piotr, mieszka za granicą, tam ma rodzinę i dwójkę dzieci. Od momentu, gdy wyjechał do miasta wiele lat temu, matka widziała go tylko na zdjęciach, w listach i w sporadycznych wiadomościach z życzeniami. Wszystkie te pamiątki przechowywała starannie. Zdarzało się, że podczas długich zimowych wieczorów wyciągała stos listów, czytała je i wspominała.

„Synku, tęsknimy z ojcem za tobą, choć raz się pokaż, poznaj nas z synową i wnukami…” – pisała do niego matka.

Ale Piotr zawsze był zajęty, życie biegło szybko. Czy naprawdę tak trudno znaleźć kilka dni, by odwiedzić rodziców?

Średnia córka, Paulina, wyszła za wojskowego. Ich życie to nieustanne przeprowadzki po różnych miastach i garnizonach. Mieli jedną córkę, która czasem odwiedzała dziadków. Ojciec rodziny bardzo lubił zięcia Pawła i cieszył się, że Paulina dobrze ułożyła swoje życie. Gdy przyjeżdżała, jej szczęście i dobroć były widoczne w oczach, co uspokajało serca rodziców.

Najmłodsza córka, Lucyna, miała trudniejsze życie. Najpierw wyszła za wiejskiego chłopaka, Maćka, ale po narodzinach syna, Leona, ich małżeństwo się rozpadło. Lucyna wyjechała do miasta, ukończyła technikum i znalazła pracę jako krawcowa. Wkrótce zabrała też syna.
— W mieście będzie miał lepsze możliwości, szkołę z profilem matematycznym, zajęcia dodatkowe – tłumaczyła, gdy Leon płakał, trzymając się spódnicy babci. Ale kto by matce się sprzeciwił?

***

Antonina jechała do córki niemal całą dobę w dusznym pociągu. Miała miejsce na dolnej pryczy, ale niestety bocznej, co nie było zbyt wygodne. Myślała o tym, jak przytuli córkę, pocałuje wnuka. Te myśli ogrzewały ją w drodze. Trzy lata Lucyna nie była u rodziców, a Leon musiał już urosnąć przez ten czas.

Ojciec chciał jechać z nią, ale jesień przyniosła mu problemy ze zdrowiem.
— Jakoś sobie poradzisz tydzień beze mnie? – powiedziała do męża. — Nie mogę już dłużej czekać, serce boli z tęsknoty, muszę ich odwiedzić.

Rano mąż pomógł jej wsiąść do pociągu, dźwigając ciężkie torby z domowymi specjałami. Bez nich przecież ani rusz…

***

— Mamo, trzeba było wcześniej uprzedzić, zadzwonić. Muszę się zwolnić z pracy, odebrać syna ze szkoły, a potem jeszcze zakupy zrobić… — narzekała Lucyna, gdy matka zjawiła się niespodziewanie.

— Chciałam zrobić ci niespodziankę, ale wysłałam telegram, bo w naszej wsi zasięg to luksus – tłumaczyła Antonina.

— Nic się nie stało. Ojciec zdrowy? Coś się dzieje?

— Tylko jesienne osłabienie. Nie martw się.

Drzwi otworzył Leon. Jak on urósł i zmężniał!
— Dzień dobry, babciu! – rzucił szybko i uciekł do swojego pokoju.

Antonina spojrzała na córkę z lekkim wyrzutem.
— Co to za powitanie? Ledwo dotargałam te torby…

— Mamo, gotowałam cały dzień na twoje przyjście. Borowikowy barszcz i kotlety już czekają na stole.

Po chwili Antonina rozmawiała przez telefon z mężem:
— Wszystko w porządku, spotkali mnie, pomogli. Siadamy właśnie do stołu, nie martw się…

***

Czas jednak szybko pokazał, że relacje nie były takie, jak Antonina sobie wyobrażała. Leon większość czasu spędzał w swoim pokoju lub u kolegów, a Lucyna była zajęta pracą lub spotkaniami z przyjaciółkami. Każdy kolejny dzień przynosił coraz większy chłód w rodzinnych relacjach.

Przed wyjazdem Antonina przypadkiem usłyszała rozmowę córki z wnukiem:
— Mamo, kiedy wujek Piotr przyjedzie? Obiecał zabrać mnie na mecz.
— Wkrótce, synku. Jak tylko babcia wyjedzie…

Zrozumiała, że czas wracać. W pociągu, patrząc przez okno, myślała o tym, jak szybko minęło życie i jak nagle rodzice stają się niepotrzebni własnym dzieciom.

Na stacji powitał ją mąż.
— Jak dobrze, że wróciłaś. Tęskniłem tak, że schudłem! – powiedział, przytulając ją mocno.

Antonina uśmiechnęła się z wdzięcznością. Choć dla kogoś wciąż była ważna.

Spread the love