– Przestań gadać głupoty! Będę odwiedzać swojego syna, kiedy tylko będę chciała, i nie muszę prosić cię o żadne pozwolenie!

Parę lat temu razem z moim mężem, Mikołajem, kupiliśmy nowe mieszkanie. Od tamtego momentu w moim życiu regularnie zaczęły się pojawiać niespodziewane wizyty teściowej. Co więcej, zawsze przyjeżdżała w towarzystwie mojej szwagierki, Kasi, oraz jej dzieci.

Praktycznie za każdym razem, gdy w weekend wpadała cała gromadka, wszystko kończyło się tak, że ja musiałam zostać w domu i zajmować się siostrzeńcami Mikołaja, podczas gdy on, jego mama i siostra w najlepsze wychodzili na miasto — do kina, na zakupy czy do restauracji. Miałam wrażenie, że weekendowa opieka nad dziećmi to po prostu mój „przydział obowiązków”.

Po ciężkim tygodniu w pracy marzyłam o chwili dla siebie. Niestety, planów nigdy nie udawało mi się zrealizować, bo byłam uwiązana do domu z niesforną dzieciarnią. Długo zaciskałam zęby i znosiłam tę sytuację, ale niedawno wreszcie powiedziałam sobie: „Dość!”.

Zbliżały się moje urodziny. Uznałam, że, chcąc nie chcąc, wypada zaprosić też rodzinę Mikołaja. Ku mojemu zaskoczeniu teściowa od razu odmówiła:

– Nie przyjedziemy. Mamy ważniejsze sprawy, a poza tym nie chce nam się wydawać pieniędzy na prezent dla twojej żony!

Gdy Mikołaj mi to przekazał, w duchu odetchnęłam z ulgą. Pomyślałam, że wreszcie spędzę urodziny w miłej atmosferze, bez żadnego stresu. Zaprosiłam kilka przyjaciółek, przygotowałam domowe smakołyki i byłam naprawdę zadowolona.

W dzień imprezy wszystko układało się znakomicie. Dziewczyny składały mi życzenia, wręczały upominki, a ja czułam się jak w niebie. Nagle, w środku uroczystości, w drzwiach stanęła teściowa z Kasią i dwójką dzieci. Nie muszę dodawać, że moja radość natychmiast się ulotniła.

Dzieci od razu rzuciły się na stół, sięgając po jedzenie niemytymi rękami. Teściowa rozejrzała się, zmarszczyła brwi i powiedziała:

– A co to za tłum w twoim salonie? My jesteśmy zmęczeni po podróży i chcielibyśmy gdzieś się położyć.

Mikołaj, wyraźnie zażenowany, spróbował załagodzić sytuację:

– Mamo, dzisiaj są urodziny Magdy. Zaprosiliśmy was, ale przecież odmówiłaś, więc się was nie spodziewaliśmy.

– Nie przyjechaliśmy do Magdy, tylko do ciebie! – teściowa prychnęła i uśmiechnęła się protekcjonalnie.

Moje serce zaczęło walić jak oszalałe. Byłam przekonana, że robią to specjalnie, żeby zepsuć mi urodziny. Zebrałam się jednak w sobie i powiedziałam stanowczo:

– Bardzo proszę, byście wyjechali. Mam już gości, nie jestem w stanie was teraz przenocować, ani zająć się dziećmi.

Wtedy usłyszałam najgorsze możliwe słowa:

– Przestań gadać głupoty! Zostaniemy tutaj, bo to także dom mojego syna. Nie muszę cię pytać o pozwolenie!

Nie wytrzymałam:

– Przecież to również moje mieszkanie. Dlaczego traktujesz mnie jak intruza we własnym domu? Czy ty byś chciała, żebym wpadała do ciebie, kiedy tylko mi się podoba, i kazała ci się mną zajmować, bo jestem żoną twojego syna?

Moje koleżanki wyczuły, że sprawa robi się poważna i kulturalnie się pożegnały. Tymczasem Kasia usiadła przy stole i zaczęła zajadać się potrawami, jakby była u siebie. Mikołaj nawet nie próbował zareagować — najwyraźniej wolał uniknąć konfliktu z matką.

We mnie się gotowało. Próbowałam jeszcze raz zaapelować do zdrowego rozsądku, ale nikt nie zwracał na mnie uwagi. Czułam się tak, jakbym walczyła z wrogiem na własnym terytorium, nie mając żadnego sojusznika.

– Koniec z tym! Nie zamierzam dłużej opiekować się waszymi dziećmi i w ogóle nie chcę was więcej widzieć w swoim mieszkaniu! – wykrzyczałam w końcu.

Złapałam płaszcz, klucze i wyszłam. Udałam się do pobliskiego parku, żeby ochłonąć. Kiedy wróciłam późnym wieczorem, od razu oświadczyłam Mikołajowi, że chcę rozwodu. Nie byłam w stanie żyć z przekonaniem, że zawsze będę traktowana jak ktoś nieistotny w sprawach dotyczących własnego domu.

Czy było mi żal? Oczywiście. Z drugiej strony czułam, że wreszcie odzyskuję kontrolę nad własnym życiem. Nie zamierzałam bowiem do końca swoich dni odgrywać roli niańki i „tej trzeciej”, gdy teściowa i szwagierka postanawiają zawładnąć moim terytorium.

Spread the love