Postanowiłam jasno: brat mojego męża powinien zająć się swoim życiem, a nie spędzać dni na naszej kanapie.
Rodzice mojego męża, Wiktora, zmarli, gdy był jeszcze nastolatkiem. Piotr, jego starszy brat, zastąpił mu ojca i matkę. Chodził na wywiadówki, gotował obiady, a nawet prał ubrania. Krewni byli pełni podziwu, mówiąc, jaki to wspaniały brat, wzór dla innych.
Wiktor skończył szkołę, znalazł pracę, a potem poznał mnie. Zamieszkaliśmy razem, a po roku wzięliśmy ślub. Piotr oddał nam mieszkanie po rodzicach i wyjechał za granicę, by szukać szczęścia.
– Jesteście młodzi, macie całe życie przed sobą. Ja już swoje przeżyłem, nie martwcie się o mnie – powiedział Piotr, zabierając jedną walizkę i ruszając w daleki świat.
Przez siedem lat nie było go w kraju. Pisał listy, dzwonił. Opowiadał, że dobrze mu się wiedzie – ma pracę i nawet nawiązał romans. Nie miał jednak dzieci. My za to doczekaliśmy się trójki urwisów. Na szczęście mieszkanie było trzypokojowe, więc każdy miał swój kąt.
Aż tu nagle, jak grom z jasnego nieba, Piotr wrócił. Bez zapowiedzi, bez wcześniejszego telefonu, byśmy mogli się przygotować. Zadzwonił tylko, że jedzie i będzie za dwanaście godzin. Czy tak postępuje ktoś, kogo nie było tyle lat?
Z Wiktorem rzuciliśmy się do sprzątania i przygotowań. On poszedł na zakupy, ja wzięłam się za odkurzanie. Dzieci, zaskoczone zamieszaniem, pomagały układać zabawki. O swoim wujku wiedziały tylko z rozmów wideo.
– Ciekawe, na jak długo przyjechał wujek Piotr? – zapytał nasz najstarszy syn, Michał.
Odpowiedziałam, że takie pytania nie są grzeczne, ale sama chciałam to wiedzieć.
– Ciekawe, gdzie Piotr się zatrzyma? – zapytałam męża, gdy wrócił z zakupami.
Wiktor spojrzał na mnie zdziwiony:
– Jak to gdzie? U nas, na kanapie w salonie. Po to kupiliśmy taką dużą, prawda?
Pomyślałam, że na jedną noc to w porządku. Spotkanie z Piotrem przebiegło miło, dzieci go uwielbiały. Ale rano obudził mnie hałas w kuchni. Piotr już się obudził i robił śniadanie.
Minął dzień, potem tydzień, dwa, trzy… Zrozumiałam, że Piotr nie zamierza się wyprowadzać. Wygodnie mu było na naszej kanapie. Gdy zapytałam go o plany, odparł lekko:
– Nie mam żadnych. Chcę odpocząć. Zmęczyłem się za granicą i w relacji.
– Czy zamierzasz tu mieszkać na stałe? – zapytałam mniej ostrożnie.
Piotr i Wiktor spojrzeli na mnie zdziwieni.
– A gdzie mam mieszkać? To mieszkanie naszych rodziców – odparł Piotr.
– Jak możesz tak mówić o swoim bracie? – oburzył się Wiktor. – Piotr poświęcił dla mnie swoją młodość, oddał nam mieszkanie. A ty chcesz go wyrzucić na ulicę?
Starałam się wyjaśnić, że nie chcę go wyrzucać, ale nie rozumiem, dlaczego dorosły mężczyzna nie zajmie się własnym życiem.
– Piotr powinien założyć własną rodzinę. Jak ma to zrobić, mieszkając u nas? – zapytałam.
Piotr się roześmiał:
– Wy jesteście moją rodziną. Niczego więcej mi nie trzeba.
Wiktor spojrzał na mnie gniewnie i powiedział, że porozmawiamy później. Wieczorem urządził mi awanturę, oskarżając o brak serca i współczucia. Przypomniał, jak wiele Piotr dla niego zrobił.
– Zamierzasz nosić go na plecach przez całe życie? – zapytałam.
Wiktor wrzeszczał, że Piotr nigdzie się nie wyprowadzi. A ja czuję, że nie chcę żyć w sześcioosobowej rodzinie, z dorosłym bratem męża, który okupuje naszą kanapę. Jak mam przekonać Wiktora, że Piotr powinien zająć się swoim życiem?
