Obiecałem żonie, że poślubię jej przyjaciółkę…
Mam 45 lat. Ożeniłem się w wieku trzydziestu lat, kiedy poznałem i pokochałem najlepszą kobietę na świecie, moją Krystynę.
Przez długi czas nie mieliśmy dzieci, ale nigdy nie miałem do niej o to pretensji. Była dla mnie i ukochaną, i dzieckiem jednocześnie.
Dzień, w którym powiedziała mi, że będziemy mieli dziecko, pamiętam do dziś. Ile radości i szczęścia było w jej oczach! A mnie nagle ścisnęło serce z niezrozumiałego smutku i niepokoju.
Chodziło o to, że lekarze zabronili jej rodzić – miała słabe serce. Ale ona i tak dała mi syna, wiedząc, jak bardzo marzyłem o potomku.
Od tamtej pory zdrowie mojej żony całkowicie się pogorszyło. Dzień po dniu gasła jak świeca, a po trzech latach odeszła.
Jednak przed śmiercią poprosiła mnie, żebym obiecał jej, że gdy jej zabraknie, poślubię jej najlepszą przyjaciółkę.
Chodziło o to, że ta przyjaciółka była świadkiem naszego pierwszego spotkania, a później świadkiem na naszym ślubie. Nie wiedziałem (a może nie chciałem wiedzieć), że już od dawna była we mnie zakochana. A moja Krystyna chyba to rozumiała.
Ta kobieta często bywała w naszym domu, została nawet matką chrzestną naszego syna. Widzę, że szczerze go kocha, jak własnego.
Na razie nie potrafię sobie wyobrazić innej kobiety na miejscu mojej żony. Ale nie potrafię też sam wychowywać naszego dziecka – widzę, że potrzebuje mamy.
Jednak dałem słowo, że spełnię ostatnią wolę żony. Do dziś pamiętam jej słowa: „Tylko Marcie mogę powierzyć ciebie i naszego syna. Jeśli będziesz z nią, moja dusza będzie spokojna.”
I nie wiem, co mam zrobić. Marta jest dobrą, piękną kobietą. Ale nie czuję do niej takiej miłości jak do Krystyny. A jeśli za jakiś czas, kiedy mój ból osłabnie, poczuję takie głębokie uczucia do zupełnie innej kobiety? Co wtedy?
Z jednej strony jestem związany daną obietnicą, a z drugiej – życie jest życiem i wszystko może się zdarzyć.
Teraz nawet na grób żony nie mogę pójść spokojnie, bo ciągle mam wrażenie, że patrzy na mnie i pyta, dlaczego zwlekam z dotrzymaniem danego słowa. A ja nie wiem, co odpowiedzieć…
