Moje córki sprzedały moje mieszkanie, gdy byłam za granicą zarabiać pieniądze, i podzieliły się pieniędzmi między sobą. Po powrocie postanowiłam dać im lekcję życia
Pięć lat temu, po śmierci mojego męża, nagle stanęłam w obliczu naszej trudnej sytuacji finansowej. Zostałam sama z dwiema córkami – starsza miała 23 lata, młodsza 21 – i musiałam sama zatroszczyć się o naszą rodzinę.
Aby związać koniec z końcem, podjęłam trudną decyzję o wyjeździe do Anglii w celach zarobkowych. Mój cel był jasny: pomóc córkom stanąć na nogi i w przyszłości kupić każdej z nich mieszkanie.
Przed wyjazdem córki zaproponowały, żebym przepisała mieszkanie na ich nazwiska. Przekonały mnie, że to konieczne tylko po to, by łatwiej załatwiać sprawy związane z opłatami za media i dokumentacją. Ufałam swoim dzieciom i podpisałam dokumenty, nie podejrzewając, co planowały.
Po sześciu miesiącach, kiedy wróciłam do domu, dowiedziałam się szokującej prawdy: moje córki sprzedały nasze mieszkanie, nie informując mnie o tym. Starsza córka już mieszkała w domu swojego męża, w który zainwestowano moje zarobione pieniądze na remont, a młodsza wynajmowała mieszkanie, ponieważ nie była w stanie uzyskać kredytu na własne.
Czułam się oszukana i rozczarowana. Zamiast myśleć o naszej wspólnej przyszłości, podzieliły pieniądze i zainwestowały w cudzy majątek. Próbowałam im wytłumaczyć, że to ryzykowna decyzja – inwestowanie w dom męża, który w każdej chwili może je wyrzucić – ale moje słowa wydawały się nie mieć znaczenia.
One tylko żartowały i zapewniały, że wszystko będzie w porządku.
Zmobilizowałam się, wróciłam do rodzinnego miasta i kupiłam małe mieszkanie typu studio. Zostawiłam Anglię za sobą i znalazłam pracę na miejscu. Po kilku miesiącach córki znów stanęły w moich drzwiach: starsza została wyrzucona przez męża, gdy skończyły się pieniądze, a młodsza nie była w stanie opłacić wynajmu.
Błagały, żebym je przyjęła, ale stanowczo odmówiłam. Wyjaśniłam, że są już dorosłe i muszą nauczyć się radzić sobie z konsekwencjami swoich działań.
To nie było łatwe, ale chciałam, żeby zrozumiały, jaką cenę ma odpowiedzialność i nauczyły się doceniać to, co mają. Ja zaś zasłużyłam na spokojne życie, nie rozwiązując problemów innych.
