Mój syn ma 45 lat. Był dwukrotnie żonaty, a żadna z jego żon mi się nie podobała. Jak żałuję, że tak późno zrozumiałam tę prostą prawdę
Teraz chciałabym podzielić się swoją historią życia. Może stanie się ona dla kogoś przestrogą i pomoże uniknąć moich błędów. Przez długi czas myślałam, że najlepiej wiem, jak powinny żyć moje dzieci, i wtrącałam się w ich życie. Teraz rozumiem, że czasami lepiej jest po prostu je wspierać i kochać, niż próbować kierować ich losem.
Jestem emerytką. Mam wnuczkę, ale jeszcze jej nigdy nie widziałam. A wszystko przez to, że stanowczo sprzeciwiałam się małżeństwu córki z jej wybrankiem. Wydawał mi się dla niej nieodpowiedni i desperacko starałam się to udowodnić. Ale moja córka mnie nie posłuchała, wyszła za mąż i wyjechała do innego miasta. Wiecie co? Ich małżeństwo okazało się szczęśliwe.
Wiem o tym od mojej siostry, która przez te wszystkie lata utrzymywała kontakt z córką i nawet była na jej ślubie. Cieszę się z jej szczęścia, ale tak bardzo za nią tęsknię…
A teraz o moim synu. Mam syna, który jest alkoholikiem. I obwiniam za to tylko siebie. Ma 45 lat, był oficjalnie żonaty dwa razy, a poza tym miał dwie konkubiny. Wszystkie je odrzuciłam. Zawsze myślałam, że nikt nie jest godny mojego chłopca.
Pierwszą żoną mojego syna była Katarzyna. Pobrali się, gdy jeszcze studiował na uniwersytecie. Pochodziła z małej wsi, a ja byłam przekonana, że po prostu go omotała, aby za niego wyjść.
Nie pozwoliłam im zamieszkać w moim mieszkaniu, więc zamieszkali w akademiku. Myślałam, że postępuję słusznie, próbując ingerować w ich życie i rozbić to małżeństwo. W końcu Kęstutis wrócił do mnie, a Katarzyny już nie było. Rozwiedli się.
Po kilku latach Kęstutis przyprowadził do domu nową dziewczynę – Giedrę. Była bardzo dobra: miła, pracowita, kochająca i wierząca. Ale ten jej religijny fanatyzm… Chciała wziąć ślub kościelny, a ja stanowczo się sprzeciwiłam. I znowu zniszczyłam ich związek.
Mieszkaliśmy z synem we dwoje. Byłam szczęśliwa, kiedy dostał się na prestiżowy uniwersytet, by zdobyć drugie wykształcenie. Tam poznał dziewczynę – Mildę. Była sierotą, a to mnie zupełnie nie satysfakcjonowało. Znowu zrobiłam wszystko, by się rozstali.
Później pojawiła się kolejna dziewczyna, ale znów się wtrąciłam i wszystko zniszczyłam. W końcu postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i sama znalazłam Kęstutisowi „odpowiednią” dziewczynę – porządną, zamożną. Ale i tym razem nic z tego nie wyszło.
Minął miesiąc. Pewnego dnia syn wrócił do domu w porze lunchu i oznajmił, że rzucił pracę. Powiedział, że teraz jego życie się zmieni. I rzeczywiście – od następnego dnia jego życie składało się z butelki wódki. Pije codziennie, sam lub z kolegami. Zabiera moją emeryturę, trochę dorabia, ale wszystko idzie na alkohol.
Teraz, patrząc wstecz, rozumiem, że to wszystko moja wina. Zniszczyłam jego małżeństwa, odebrałam mu możliwość bycia szczęśliwym. Jak potoczyło się życie jego byłych żon?
Katarzyna ma teraz wspaniałą rodzinę, dwoje dzieci, dom i samochód. Giedra nadal wierzy w Boga, jest zamężna i śpiewa w chórze kościelnym. Milda również niedługo wychodzi za mąż.
A ja? Siedzę sama w moim mieszkaniu, boję się każdego dnia, boję się powrotu syna, kiedy znów zacznie przeklinać i żądać pieniędzy. Na szczęście jeszcze nie podniósł na mnie ręki.
Dlaczego nie zrozumiałam tego wcześniej? Teraz boję się poruszyć, żeby go nie obudzić. Gdybym nie wtrącała się w jego życie, być może teraz miałabym wnuki, może cieszyłabym się spokojną starością.
Ale za wszystko jestem winna tylko ja. Żałuję, ale już za późno, by coś zmienić.
Nie popełniajcie moich błędów. Pozwólcie swoim dzieciom żyć tak, jak chcą. Po prostu je kochajcie, wspierajcie, ale nie próbujcie układać im życia.
