Dom pełen gości czy darmowa stołówka? Jak relacje z towarzyską córką Zosią zmieniają rodzinne życie i budżet
Moja córka Zosia jest bardzo towarzyską dziewczynką, a co za tym idzie, ma wielu znajomych. Przyjaźni się z dziećmi w różnym wieku, nie tylko ze swoimi rówieśnikami.
Ostatnio Zosia zaczęła zapraszać znajomych do naszego domu. Tłumaczyła, że na dworze jest zimno, a przecież dzieci chcą się bawić. Nie miałam nic przeciwko, dopóki zaczęła przyprowadzać dzieci, których nigdy wcześniej nie widziałam. Zosia, jak prawdziwa gospodyni, częstowała ich herbatą, ciastkami, włączała muzykę i organizowała różne zabawy.
Kilka dni temu wróciłam do domu i zastałam w kuchni dwóch chłopców, którzy jedli pilaw prosto z garnka. Przygotowałam to danie z myślą o dwóch dniach, ale szybko zorientowałam się, że kolacji dla nas już nie ma. Chłopcy zjedli wszystko do ostatniego kęsa, odstawili brudne naczynia do zlewu i wyszli.
Po tym zdarzeniu porozmawiałam z Zosią. Wyjaśniłam, że nie powinna zapraszać do domu dzieci, których nie znam. Powiedziałam jej też, że może częstować gości ciastkami i słodyczami, ale jedzenie z lodówki jest przeznaczone dla naszej rodziny. Zosia się obraziła i zamknęła w swoim pokoju, twierdząc, że jestem skąpa, bo nie pozwalam jej częstować znajomych.
Następnego dnia przygotowałam prostą kolację – ziemniaki i kotlety – i zawołałam wszystkich do stołu. Zosia odmówiła jedzenia. Rano ostrzegłam ją, że jedzenie, które przygotowałam, ma nam wystarczyć na dwa dni. Sama pracuję do późna i nie zamierzam gotować w środku nocy.
Po powrocie do domu po 23:00 zobaczyłam, że mąż smaży ziemniaki. Powiedział, że znajomi Zosi znowu opróżnili naszą lodówkę. Zosia oczywiście zamknęła się w swoim pokoju i nie chciała z nami rozmawiać.
Zaczęłam się zastanawiać, jak mogę do niej dotrzeć. Nie chce mnie słuchać, a jej argumenty są zupełnie nielogiczne. Może to przez wiek dojrzewania? A może coś przeoczyliśmy w jej wychowaniu? Szczerze mówiąc, czuję się bezsilna.
Nie jestem skąpa, ale nie zarabiam tyle, by karmić znajomych mojej córki. Pieniądze zarabiam ciężką pracą i staram się przygotowywać coś smacznego dla naszej rodziny. Zamiast tego wychodzi na to, że karmię obce dzieci. Moja mama sugeruje, że powinnam być bardziej stanowcza, nawet „wziąć sprawy w swoje ręce”. Ale nie chcę uciekać się do takich metod.
Co byście mi poradzili? Jak dotrzeć do córki, żeby zrozumiała, że domowy budżet i jedzenie nie są bez dna?
