65 lat i zrozumieliśmy, że jesteśmy niepotrzebni naszym dzieciom. Jak to zaakceptować i zacząć żyć dla siebie?

Mam 65 lat i po raz pierwszy w życiu zastanowiłam się: nasze dzieci, którym z mężem oddaliśmy wszystko, już nas nie potrzebują. Trójka dzieci, którym poświęciliśmy swój czas, siły i pieniądze, dostała wszystko, czego chciała, i nas zostawiła. Syn nawet nie odbiera, kiedy dzwonię. Czasem myślę: czy naprawdę żadne z nich nie przyniesie nam szklanki wody, gdy będziemy już całkiem starzy?

Wyszłam za mąż w wieku 25 lat. Piotr był moim kolegą z klasy i długo mnie adorował. Dla mnie dostał się na ten sam uniwersytet, a po roku wzięliśmy ślub. Wesele było skromne, a niedługo potem zaszłam w ciążę. Urodziła nam się córka. Piotr musiał porzucić studia, by podjąć pracę, a ja wzięłam urlop dziekański.

To były trudne czasy. Mąż pracował niemal całą dobę, a ja uczyłam się być matką i starałam się skończyć studia. Po dwóch latach ponownie zaszłam w ciążę. Musiałam przejść na studia zaoczne, a Piotr pracował jeszcze więcej, by utrzymać rodzinę.

Mimo trudności wychowaliśmy dwoje dzieci: starszą córkę Kamilę i młodszego syna Tomasza. Kiedy Kamila poszła do szkoły, wreszcie znalazłam pracę zgodną z wykształceniem. Życie zaczęło się poprawiać – Piotr miał już stabilną pracę z dobrą pensją, urządziliśmy własne mieszkanie. Jednak gdy tylko poczuliśmy ulgę, ponownie zaszłam w ciążę.

Narodziny trzeciego dziecka były dla nas nowym wyzwaniem. Mąż pracował jeszcze ciężej, aby utrzymać rodzinę, a ja zajmowałam się najmłodszą córką, Anią. Nie wiem, jak sobie poradziliśmy, ale stopniowo wróciliśmy do stabilnego życia. Gdy Ania poszła do pierwszej klasy, wreszcie poczułam ulgę.

Jednak trudności się nie skończyły. Kamila, ledwo zaczęła studia, oznajmiła, że planuje ślub. Nie odradzaliśmy jej – sami przeżyliśmy wczesne małżeństwo. Organizacja wesela i pomoc w znalezieniu mieszkania pochłonęły sporo pieniędzy.

Tomasz, nasz syn, także chciał mieć własne mieszkanie. Nie mogliśmy mu odmówić, więc wzięliśmy kolejny kredyt i kupiliśmy mu lokum. Na szczęście szybko znalazł dobrą pracę w prestiżowej firmie.

Kiedy Ania była w ostatniej klasie szkoły, wspomniała o marzeniu studiowania za granicą. Z mężem z trudem, ale zebraliśmy pieniądze, aby jej to umożliwić. Ania wyjechała, a my zostaliśmy sami.

Z biegiem czasu dzieci coraz rzadziej odwiedzały nasz dom. Kamila mieszkała w tym samym mieście, ale zaglądała bardzo rzadko. Tomasz sprzedał swoje mieszkanie, kupił inne w stolicy i odwiedzał nas jeszcze rzadziej. Ania, po ukończeniu studiów, została za granicą.

Oddaliśmy naszym dzieciom wszystko: swój czas, młodość, pieniądze, a ostatecznie okazaliśmy się im niepotrzebni. Nie oczekujemy od nich pomocy czy pieniędzy. Chcielibyśmy tylko jednego – aby czasem znaleźli chwilę, by zadzwonić lub nas odwiedzić, powiedzieć dobre słowo.

Ale wydaje się, że to się już nie wydarzy. Teraz myślę: może nadszedł czas, aby przestać czekać i zacząć żyć dla siebie? Może w wieku 65 lat zasłużyliśmy na choć odrobinę szczęścia, o którym zawsze myśleliśmy na końcu?

Spread the love