Zostałem bez smartfona i przez tydzień korzystałem ze starej Nokii 3310. Oto, co wydarzyło się w ciągu 5 dni

Z powodu pewnych życiowych okoliczności zostałem bez smartfona, ale ponieważ życie bez kontaktu to jak bez ręki, znalazłem wśród dziecięcych zabawek swoją starą Nokię 3310 i przez tydzień korzystałem z niej.

Dzień 1.
Rano siedziałem przy oknie, wpatrując się w świat z poczuciem beznadziejności.

Na przygotowanie się do pracy miałem cały godzinę, ale zajęło mi to tylko 15 minut. Zebrałem siebie, żonę i dzieci. Żona narzekała, bo pracuje zdalnie i nie miała ochoty nigdzie wychodzić.

W drodze do pracy odkryłem, że nie jestem sam na świecie. Z uśmiechem witałem każdego, kto wsiadał do autobusu. Ludzie patrzyli na mnie z dystansem i unikali siadania obok.

W pracy wszystko zrobiłem w cztery godziny. Szef mnie pochwalił i dał dodatkowe zadania. W przerwie zagrałem w wężyk – czarno-biała grafika, ale świetna gra. Trochę zajęło, żeby przyzwyczaić się do przycisków, ale poprawiłem sobie koordynację ruchową.

Podczas kolacji porozmawiałem z żoną. Okazało się, że mamy kilka problemów, które warto rozwiązać.

Dzieci wołały mamę, ale postanowiłem zrobić z nimi lekcje. Mnożenie ułamków dziesiętnych to zło. Siedziałem nad podręcznikiem do matematyki z czwartej klasy i uczyłem się razem z nimi.

Dzień 2.
Wstałem o godzinę wcześniej, niż było trzeba. Przygotowałem śniadanie. Dzieci powiedziały, że omlet ze szprotkami jest niesmaczny. Nie doceniają mojej kuchni.

W toalecie znalazłem stary magazyn ze skanwordami z 2005 roku. Poczułem się jak erudyta.

W autobusie nadal witałem się z pasażerami. Ludzie krzyżowali się i odsuwali.

W pracy zrobiłem wszystko w trzy godziny. Szef pochwalił mnie publicznie, a koledzy przestali się do mnie odzywać.

Grając w węża, poczułem, jak bolą mnie palce – jak po grze na gitarze. Postanowiłem wrócić do grania na gitarze wieczorem.

Dzieci patrzyły na mnie z uznaniem, gdy udało mi się wytłumaczyć mnożenie ułamków w mgnieniu oka.

Dzień 3.
Omlet z kiełbasą smakował wszystkim bardziej niż ze szprotkami. W oczach żony pojawiło się uznanie. Postanowiłem następnego dnia zrobić pierogi ze szprotkami.

W autobusie konduktorka przywitała mnie jak starego znajomego. Pasażerowie przestali się bać, ale nadal byli podejrzliwi.

W pracy uporałem się ze wszystkim w dwie godziny. Szef obiecał premię. Koledzy patrzyli na mnie z ukrytą złością.

Po powrocie do domu zrobiłem makaron po marynarsku ze szprotkami. Dzieci zjadły wszystko, a pies ledwo mógł się ruszać i pachniał rybami.

Wieczorem oglądałem z dziećmi bajki na starym projektorze. Powiedziały, że to „dziwny, wolny film animowany”.

Dzień 4.
Żona wstała przede mną i przygotowała śniadanie. Szprotek zabrakło, trzeba kupić.

Przed wyjściem do pracy pocałowałem żonę i przytuliłem dzieci. Miłe uczucie.

W autobusie pasażerowie zaczęli odpowiadać na moje powitania uśmiechem.

W pracy zrobiłem wszystko w godzinę. Szef zaproponował awans na swojego zastępcę.

W domu powiesiłem zdjęcie, naprawiłem stół, pomalowałem parapet. Kot, który spał na parapecie, przykleił się do farby.

Dzieci poprosiły, bym zagrał z nimi w „kamień, papier, nożyce”. Przegrałem już po dwóch minutach.

Dzień 5.
Odebrałem smartfon z naprawy. Usunąłem wszystkie gry i zostawiłem tylko węża.

Spread the love