Zmęczona tym, że mama ciągle liczy moje pieniądze. A ja chcę żyć pięknie
Moja mama zawsze była praktyczną i oszczędną kobietą. Przemyślała każdą wydaną złotówkę, rozważała wszystkie „za” i „przeciw”, zanim coś kupiła. Prowadziła wielkie zeszyty, w których zapisywała wydatki i dochody.
Ja, niestety lub na szczęście, odziedziczyłam po ojcu skłonność do życia w wygodzie i pięknie. Odkąd zaczęłam sama zarabiać, moje życie się zmieniło.
Zaczęłam pozwalać sobie na rzeczy, o których wcześniej tylko marzyłam: stylowe ubrania, zabiegi w salonach piękności, weekendowe wyjazdy do innych miast. Starałam się niczego sobie nie odmawiać i po prostu cieszyć się życiem.
Jednak radość z zakupów i podróży zawsze była przyćmiona przez nieustanne uwagi ze strony mamy. Może po prostu mi zazdrości, nie wiem.
– Katia, wydajesz za dużo na siebie, tak nie można! – wykrzykuje zazwyczaj. – Po co ci tyle ubrań? A te zabiegi! Kto ci powiedział, że to zdrowe? Lepiej byś odłożyła te pieniądze i pomyślała o przyszłości.
– Mamo, przecież nie proszę cię o te pieniądze. Nie zaczynaj znowu, proszę.
Za każdym razem próbowałam jej wyjaśnić, że sama zarabiam na swoje zachcianki i nie biorę od niej ani grosza. Ale moje argumenty zawsze odbijały się jak groch o ścianę.
– Te pieniądze mogłabyś wydać na coś bardziej potrzebnego i ważnego – upierała się.
I tak za każdym razem było mi przykro i niezrozumiale, dlaczego mama uważa, że ma prawo dyktować mi, jak mam zarządzać swoimi pieniędzmi.
Ostatnio, podczas kolejnej rozmowy na ten temat, postanowiłam się nie powstrzymywać i powiedziałam mamie wszystko, co nagromadziło się we mnie przez ten czas.
– Mamo – zaczęłam spokojnie – rozumiem twoją troskę, ale wydaje mi się, że przekraczasz moje granice. Sama zarabiam i mam pełne prawo zarządzać swoimi pieniędzmi tak, jak uważam za stosowne.
Mama spojrzała na mnie zaskoczona. Chyba nie spodziewała się takiej szczerości.
– Gdybyś dobrze zarządzała pieniędzmi, nie wtrącałabym się.
– Chyba mnie nie zrozumiałaś. Mówię o tym, że to ja decyduję, na co i jak wydam swoje pieniądze! – zaczęłam się denerwować.
– Ja w swoim czasie nie mogłam sobie kupić nawet butów. Oszczędzałam, żebyśmy mieli mieszkanie! – próbowała odwołać się do mojej sumienia mama. – Nie mogę patrzeć, jak rozrzucasz pieniądze na lewo i prawo!
Nie miałam już siły jej słuchać. Wyszłam z mieszkania i usiadłam w najbliższej kawiarni. Tak, mama miała trudne życie, doskonale to rozumiem.
Ale przecież każda matka chce dla swojego dziecka tylko tego, co najlepsze – by żyło w dostatku i niczego mu nie brakowało. Moja zaś ciągle liczy moje pieniądze: na co wydałam, ile kupiłam, ile oddałam.
Rozumiem, gdybym była w trudnej sytuacji finansowej i nierozsądnie wydawała pieniądze, ale mam dobrą pensję.
Nie chcę psuć relacji z mamą, ale już nie wiem, jak prowadzić dialog, by nie sprowadzał się do tego samego tematu.
Dlaczego tak trudno jej zrozumieć, że życie to nie tylko praca i oszczędzanie, ale także radość z małych przyjemności? Jak mogę jej to wszystko wyjaśnić?
Jestem zagubiona i kompletnie nie wiem, co robić ani jak najlepiej postąpić w tej trudnej sytuacji.
