„Twoja żona za dużo je!” – usłyszałam rozmowę teściowej z moim mężem
Tak się złożyło, że musieliśmy zamieszkać razem z teściową, i to na moim terenie. Jej dom na wsi spłonął i, chcąc nie chcąc, musieliśmy ją przyjąć pod swój dach. Kobieta skąpa, trudna, o bardzo wysokim mniemaniu o sobie – krótko mówiąc, pełen komplet problemów.
My z mężem żyliśmy dostatnio, oboje pracowaliśmy i na jedzeniu nie oszczędzaliśmy. Kupowaliśmy, co chcieliśmy. Na śniadanie zwykle gotuję owsiankę – szybko i sycąco, a do tego robię kanapki z serem i wędliną.
– Kasiu, – już pierwszego dnia zaczęła pani Janina, moja teściowa. – Skoro ugotowałaś owsiankę, to po co jeszcze te kanapki?
– Żeby było bardziej sycąco.
– Owsianka wystarczy. Kanapki można zjeść na lunch.
– Jeśli nie chce pani kanapek, proszę zostawić na później. My z mężem musimy pracować cały dzień.
Teściowa zacisnęła usta w cienką linię i wyszła z kuchni.
Następnego dnia, wracając z pracy, jak zwykle zaczęłam parzyć herbatę. I znowu usłyszałam komentarz:
– Ty tyle wsypujesz tej herbaty, że można by pół wojska napoić!
– Wie pani, pani Janino, lubię pić mocną herbatę, a nie jakieś „kocie siki”.
Znowu się obraziła i wyszła z kuchni. Nic to, jakoś przeżyję! Ale z każdym dniem było coraz gorzej. Gdziekolwiek bym nie poszła, teściowa była obok:
– Po co tyle warzyw do zupy? Jedna marchewka i cebula wystarczą na cały garnek…
– Po co wszystkie cukierki wysypujesz do miski? Szybko się skończą…
– Po co tyle owoców kupujesz? Zgniotą się i zmarnują.
– Nie zdążą się zmarnować, zjemy je albo zrobię szarlotkę.
I tak codziennie. Przy stole czułam się niekomfortowo, wręcz nieswojo. Każdy mój kęs był obserwowany takim wzrokiem, że aż traciłam apetyt. Rozmowa z mężem nic nie dała:
– Kasiu, daj spokój, mama jest starsza, przyzwyczajona do oszczędzania, dlatego się czepia.
– Ale mnie to nie obchodzi! Nie podoba mi się, że ciągle próbuje mnie kontrolować. Liczy każdy kęs, który zjadłam!
– Nie przesadzaj, nie bierz tego do siebie.
Tyle z jego „pomocy”. Dyplomata domorosły. Ale usłyszałam, jak teściowa skarżyła mu się na moje „obżarstwo”. A on, oczywiście, zachował neutralność – chciał być i po jej stronie, i po mojej. Postanowiłam więc walczyć z teściową jej własnymi metodami.
Następnego dnia, gdy tylko usiadła przed telewizorem, podeszłam i wyłączyłam go:
– Prąd za dużo kosztuje, trzeba oszczędzać.
Następnego dnia:
– Pani Janino, dużo pasty do zębów kładzie pani na szczoteczkę. Nie nadążam z kupowaniem.
– Proszę sypać mniej cukru do herbaty, bo za szybko się kończy…
– Po co pani rozbija dwa jajka? Jedno w zupełności wystarczy.
Teściowa najpierw nie rozumiała, potem zaczęła się złościć, a później próbowała skarżyć się synowi. Ale ten, jak zwykle, zachował neutralność. W końcu coś do niej dotarło. Minął tydzień, a my stałyśmy się najlepszymi przyjaciółkami. A jej „syneczek”, mój mąż, dostawał reprymendy z obu stron. Bo nie ma co podlizywać się i udawać niewiniątka. Prawda, dziewczyny? 😊
