Odkładała życie na później. Później nie nadeszło
Lidia zadzwoniła do mnie we łzach:
– Proszę, przyjedź! Nie mogę wejść do jej mieszkania. Jest tam tak pusto, że aż się boję.
Zrozumiałam wszystko od razu, rzuciłam, co miałam w rękach, i pojechałam na drugi koniec miasta.
Lidia od ósmego roku życia była wychowywana przez babcię – rodzice zginęli w wypadku. Mieszkały we dwie, a babcia wkładała w wychowanie wnuczki całą swoją duszę i każdy zarobiony grosz. Lidia wyrosła na piękną, wykształconą kobietę – dobrą, delikatną, szczerą i dobrze wychowaną. Skończyła studia medyczne, wyszła za mąż i zamieszkała z mężem Kostkiem w domu obok. Każdego dnia odwiedzała swoją „babunię” – aż do samego końca…
Po pogrzebie zamknęła drzwi mieszkania babci i przez niemal rok tam nie zaglądała. Ktoś mógłby powiedzieć, że to głupota – mieszkać z rodziną w małym mieszkaniu, zostawiając pustą dwupokojową kawalerkę. Ale ci, którzy znali Lidię, rozumieli ją. Kostek też ją znał i cierpliwie czekał, aż sama będzie gotowa.
W końcu Lidia dojrzała do tej decyzji.
Drżącymi rękami otworzyła drzwi mieszkania, wciąż szlochając. Powietrze było duszne, w środku panowała cisza, a lustra były zasłonięte. Otworzyłyśmy okna i włączyłyśmy radio, żeby choć trochę rozwiać smutek i kurz.
Przyszła pora na uporządkowanie rzeczy.
Lidia nigdy wcześniej nie zaglądała do szaf, które stały w pokoju babci. To, co zobaczyła, było dla niej wielkim zaskoczeniem.
W serwantce znalazłyśmy kilka kompletnych zestawów porcelany i srebrne sztućce na 12 osób.
Delikatne kryształowe kieliszki, niemieckie figurki z początku XX wieku… Szkatułka z biżuterią – głównie srebro, ale tak misternie wykonane, że przypominało rzeczy z czasów przedwojennych.
W szafie oprócz znanej Lidii odzieży leżał stos koronkowej bielizny, jedwabnych sukien i pościeli, a także kilka pudeł z eleganckimi butami.
– Boże drogi – westchnęła Lidia – babcia miała w szafie prawdziwe skarby, a nigdy ich nie używała! Zobacz, te buty są całkiem nowe, ani razu ich nie założyła!
– A te srebrne sztućce! – dodała zdumiona. – Nawet na święta ich nie widziałam, kiedy przychodzili do nas goście…
Nie wiedziałam, co powiedzieć, tylko wzruszałam ramionami.
Z czasem znalazłyśmy jeszcze wiele pięknych rzeczy – wszystkie nowe, nietknięte. W końcu, w najdalszym kącie szafy, odkryłyśmy paczkę listów adresowanych do babci Lidii, podpisanych męskim imieniem. Czytanie cudzych listów wydawało się niewłaściwe, ale wyrzucić je lub spalić – jeszcze bardziej.
Lidia postanowiła, że są częścią historii jej rodziny i otworzyła koperty.
Zaczęłyśmy czytać, a łzy napływały nam do oczu. Listy były pisane w różnych latach, pierwszy z nich babcia otrzymała, gdy miała nieco ponad czterdzieści lat. Nieznany mężczyzna pisał o swojej miłości do niej, o tym, że chce dzielić z nią życie, i wyrażał smutek z powodu jej odmów. Z listu na list widać było jego wytrwałość i nieustępliwość. Wiele rzeczy znalezionych w mieszkaniu – te eleganckie przedmioty – okazało się jego prezentami. Ostatnim dokumentem w paczce była depesza, która informowała o śmierci mężczyzny.
Lidia odłożyła telegram i rozpłakała się.
– Wyobrażasz sobie? Babcia nigdy mi o tym nie powiedziała, choć byłyśmy sobie tak bliskie! Dlaczego chowała te prezenty do szafy i nigdy ich nie używała? Mam wrażenie, że czekała na lepszy moment – na czas, kiedy nie będzie musiała się już mną zajmować. Odkładała nawet tę miłość na później… A później nie nadeszło, bo on umarł, nie doczekawszy się jej. A potem odeszła babcia i wszystko zostało nietknięte…
Tamtego dnia zrozumiałyśmy jedną rzecz: trzeba żyć tu i teraz. Nosić piękną bieliznę, spać na jedwabnej pościeli, pić herbatę z porcelanowych filiżanek i wino z kryształowych kieliszków.
I kochać. Kochać każdego dnia!
