Na moje piąte urodziny moi rodzice się rozwiedli. Mama zostawiła mnie u babci, a sama układała sobie życie. Nigdy mi nie pomagała, a niedawno pojawiła się z żądaniem, żebym pomogła rodzinie mojej siostry. Pomoc miała polegać na tym, że zrzeknę się swojej części spadku i przepiszę ją na „biedną” młodszą córkę. Ona potrzebuje własnego mieszkania, a ja przecież jakoś sobie poradzę, bo już mam dom po babci. Ale odmówiłam
Praktycznie nie pamiętam życia w pełnej rodzinie. Moja mama rozwiodła się z tatą, kiedy miałam pięć lat. Nie wiem, co tak naprawdę między nimi zaszło, ale rozwiedli się z powodu drobiazgu. Mama wszystkim znajomym mówiła i wciąż powtarza, że ją oszukał. Oszukał. Tak. Powiedział, że kupił jej sukienkę w delegacji, a w rzeczywistości jej nie kupił. Zaraz po rozwodzie tata gdzieś wyjechał.
Nie pamiętam go, choć przez jakiś czas pisaliśmy do siebie listy. Potem ożenił się ponownie, urodziła mu się córka. Myślę, że wciąż żyje.
Rok później moja mama wyszła za mąż po raz drugi. W nowej rodzinie byłam niepotrzebna, więc bez większych wyrzutów sumienia zostawiła mnie u babci i wyjechała mieszkać do miasta. Nasza wioska była oddalona o siedemdziesiąt kilometrów. Bardzo brakowało mi matczynej miłości i czułości, bo byłam jeszcze małym dzieckiem. Przez jakiś czas mama z ojczymem przyjeżdżali w odwiedziny, ale z czasem ich wizyty stawały się coraz rzadsze, aż w końcu ustały zupełnie.
Na wsi było nam trudno, mieszkałyśmy z babcią we dwie, a raczej ledwie wiązałyśmy koniec z końcem. Lata dziewięćdziesiąte przypadły na moją młodość i był to trudny czas dla wszystkich. Zaraz po szkole poszłam na studia i jednocześnie zaczęłam pracować. Starałyśmy się z babcią przetrwać za jej skromną emeryturę i moje jeszcze mniejsze studenckie wynagrodzenie.
W drugim małżeństwie mojej mamy urodziła się kolejna córka. Moim życiem przestała się zupełnie interesować. Większość jej nowych znajomych nawet nie wiedziała, że ma starszą córkę. Mama nie spieszyła się, żeby wyjawiać ten sekret, bo musiałaby mówić, że to jej drugie małżeństwo, a uważała to za wstydliwe.
Miałam o to do niej żal, ale nigdy nie wtrącałam się w jej nowe życie. Kiedyś mama powiedziała mi: „Nie mam za co cię kochać”. Choć byłam wtedy nastolatką, te słowa bardzo mnie zraniły. Nigdy mi nie pomagała, wszystko w życiu osiągnęłam sama.
Ponieważ nie miałam nikogo, kto by mi doradził, nieostrożnie wyszłam za mąż za niewłaściwego człowieka. Urodziłam córkę i po roku rozwiedliśmy się. Mama kilka razy przyjechała do wnuczki, ale mną dalej się nie interesowała. Kiedy dowiedziała się o rozwodzie, zamiast mnie wspierać, jeszcze bardziej mnie obwiniała. Nawet mojemu byłemu mężowi i teściom opowiadała różne bzdury na mój temat. Nie wiem, po co to robiła. Krytykowała mnie, że nie potrafiłam utrzymać rodziny.
Ze swoją młodszą siostrą praktycznie się nie widywałam. Też wyszła za mąż niefortunnie i również się rozwiodła. Niedawno moja mama pojawiła się z żądaniem, żebym pomogła jej rodzinie. Pomoc miała polegać na tym, że zrzeknę się swojej części spadku i przepiszę ją na młodszą córkę. Ona potrzebuje własnego mieszkania, a ja jakoś sobie poradzę, bo już mam dom po babci.
Odmówiłam podpisania zrzeczenia się swojej części mieszkania. Mam córkę, której też chcę zapewnić przyszłość. Ta część jest mi potrzebna. Mama zrobiła scenę i powiedziała, że jej nie kocham. Odpowiedziałam jej jej własnymi słowami: „Nie mam za co cię kochać”.
Moja kochana babcia wciąż żyje, wspiera mnie i mówi, że postąpiłam słusznie. Mama powinna w końcu przypomnieć sobie o mnie, bo jestem taką samą córką jak moja młodsza siostra.
