Chciałam odwiedzić rodziców i pokazać im wnuki, ale chyba nie byli zadowoleni

– Moi rodzice ciągle powtarzali, jak bardzo tęsknią za wnukami! – opowiada 32-letnia Magdalena. – Mieszkają daleko, w małym miasteczku jakieś pięćset kilometrów od Warszawy. Kiedyś często do nich jeździliśmy, zwłaszcza latem, na działkę. Ale w zeszłe lato byłam w zaawansowanej ciąży, urodziłam w sierpniu, więc oczywiście nigdzie nie pojechałam. Dwa lata temu był covid, też nie ryzykowaliśmy…

Faktycznie nie widzieliśmy się od dawna. Mama widziała najmłodszą wnuczkę tylko raz, na wyjściu ze szpitala, a teraz mała ma już siedem miesięcy. Rozmawiamy przez wideo, ale to przecież nie to samo…

Magdalena i jej mąż mają dwoje dzieci – sześcioletniego syna Kacpra i siedmiomiesięczną córkę Zosię. Kilka lat temu przenieśli się z małego miasteczka do Warszawy, aby znaleźć lepsze perspektywy. W stolicy żyje im się całkiem dobrze, choć głównie pracuje mąż. Magdzie nie udało się zapisać syna do przedszkola, a brak meldunku czy choćby tymczasowej rejestracji dodatkowo utrudnia ich życie.

– Dobrze, że w ogóle udało nam się wynająć mieszkanie z dziećmi, bo i to nie było łatwe – mówi Magdalena.

Jednak rozmowy z mamą Magdaleny często kończą się ciężkimi westchnieniami i narzekaniem:

„Mieszkacie tam jak ludzie drugiej kategorii! Po co wam to było? Tutaj mieliście swoje mieszkanie, choćby małe, znajomych, rodzinę i jakąś pracę. Powinniście wrócić!”

Magdalena i jej mąż jednak nie chcą wracać. Warszawa daje im znacznie więcej możliwości i odpowiada ich stylowi życia.

– Postanowiliśmy w tym roku pojechać do rodziców na dłużej, przynajmniej na miesiąc, na działkę – mówi Magdalena. – Ale do lata jeszcze daleko, a ja muszę załatwić kilka dokumentów. Mąż zasugerował, żebym wybrała się z dziećmi na tydzień do rodziców. Mówił, że zmienię otoczenie, odpocznę, pokażę wnuki rodzicom.

Magdalena uznała to za świetny pomysł. Liczyła, że rodzice będą zachwyceni.

– Zadzwoniłam do mamy i powiedziałam: „Mamo, co powiesz na to, jeśli w piątek przyjadę z Kacprem i Zosią na tydzień?” Myślałam, że skacze z radości, a usłyszałam tylko ciszę. Po chwili mama powiedziała: „A co to za konieczność, żeby tak nagle przyjeżdżać? Coś się stało?”

Magdalena odpowiedziała, że nic się nie stało, po prostu chce odwiedzić rodziców i pokazać im wnuki. Ale reakcja mamy była dziwna: „Nie wiem, czy to dobry pomysł. Trudno się z dwójką dzieci podróżuje, u nas teraz zimno, zapowiadają śnieg. Będzie wam niewygodnie spać, a my pracujemy, więc będziecie sami w domu.”

Magdalena była w szoku.

– Tłumaczyłam, że wszystko będzie w porządku: mąż mnie odwiezie na pociąg, tata nas odbierze. Nie biorę dużo rzeczy, mała jest w pieluchach, zabiorę wózek. Z dziećmi podróżowałam już wiele razy, a dla nich to będzie ciekawe. Ale w końcu pomyślałam: po co mam się tłumaczyć? Jakby zależało mi bardziej niż im.

Rozmowa zakończyła się nieprzyjemnie. Po kilku godzinach zadzwonił tata Magdaleny: „Jeśli bardzo chcesz, to przyjedźcie, ale odpowiedzialność jest po twojej stronie. My jej nie bierzemy.”

Magdalena czuje się zawiedziona. „Jaka odpowiedzialność? Przecież zawsze sami dbaliśmy o nasze dzieci, nigdy nie prosiliśmy o pomoc. Wiem, jakie są warunki u rodziców, mają trzy pokoje, jakoś byśmy się zmieścili.”

Teraz Magdalena myśli, czy w ogóle powinna jechać latem. Może to znak, że powinna ograniczyć kontakty?

A może rodzice naprawdę martwią się o nią i dzieci, o podróż i warunki? Co o tym myślicie? Jak byście postąpili na jej miejscu?

Spread the love