Było mi przykro, że w konfliktach z żoną moja mama wspiera ją, a nie mnie, dopóki nie dowiedziałem się prawdy. Do niedawna uważałem, że moja mama kocha moją żonę bardziej niż mnie. I miałem ku temu powody
Zazwyczaj przyjmuje się, że teściowa z zasady stoi po stronie syna, a na synową często narzeka. Jednak w relacji mojej mamy i Anny od samego początku było odwrotnie. Przedstawiłem mamie moją narzeczoną, gdy miałem już trzydzieści dwa lata.
Mama bardzo się martwiła, że nigdy się nie ożenię i nie dam jej wnuków. Dlatego bardzo się ucieszyła, gdy w końcu przyprowadziłem do domu dziewczynę i ogłosiłem, że wkrótce weźmiemy ślub.
Anna od razu przypadła mamie do gustu. Dogadały się niemal natychmiast. Chociaż moja mama jest osobą impulsywną i trudną, z moją żoną prawie nigdy się nie kłóciła. Może dlatego, że w pewnym sensie są do siebie podobne. Mama nawet nie miała nic przeciwko temu, żeby mieszkać dwa domy dalej od nas.
Często też razem coś robiły: pracowały w ogrodzie, chodziły na zakupy. A gdy urodziły się nasze dzieci, mama była u nas codziennie, pomagając przy maluchach.
Jedynym, co mnie w tej idylli irytowało, było to, że podczas naszych konfliktów z Anną mama zawsze stawała po stronie żony. Nawet wtedy, gdy Anna ewidentnie nie miała racji.
Na przykład pewnego razu Anna urządziła mi awanturę, bo nie poszedłem z nią w weekend na zakupy, jak obiecałem. Chociaż doskonale wiedziała, że przez ostatni miesiąc pracowałem jak wół i chciałem się po prostu wyspać.
– Powinieneś podejść do tego z wyrozumiałością – powiedziała mi mama. – Anna siedzi w domu z dwójką małych dzieci, jest jej ciężko. Tęskni za tobą.
– Mamo! – wykrzyknąłem. – Większość kobiet pracuje, mając dzieci w wieku naszych! A Anna siedzi w domu i niczego jej nie brakuje, bo ja haruję całymi dniami!
– To nie powód, żeby na nią krzyczeć – odpowiedziała mama.
I to był tylko jeden z wielu przykładów. Tak było niemal za każdym razem. Wydawało mi się, że z czasem sytuacja tylko się pogarsza. Chciałem, żeby nasze konflikty z żoną rozwiązywały się bez ingerencji mamy. Ale kiedy powiedziałem o tym Annie, odpowiedziała:
– Twoja mama to nasza najbliższa osoba. Jest częścią naszej rodziny. Nie ukrywam przed nią niczego. I uważam, że ma prawo wyrażać swoje zdanie zarówno wobec mnie, jak i wobec ciebie.
Kiedyś, podczas kolejnej kłótni z Anną, mama znowu stanęła po jej stronie. Tym razem chodziło o to, że uważałem, że Anna wydaje za dużo pieniędzy na niepotrzebne rzeczy. Co tydzień zamawia jakieś drobiazgi, które potem leżą nierozpakowane w korytarzu.
Ale gdy zacząłem z nią o tym rozmawiać, mama od razu się wtrąciła:
– Ty nas po prostu nie rozumiesz, bo jesteś mężczyzną – stwierdziła. – Dla nas to sposób na rozładowanie stresu. Anna przecież nie narzeka, gdy idziesz z kolegami na piwo do garażu na cały wieczór!
W tym momencie naprawdę się zdenerwowałem i postanowiłem później porozmawiać z mamą na osobności.
– Dlaczego tak bardzo kochasz Annę, a mnie nie? – zapytałem.
– Synku, co ty mówisz? – zdziwiła się. – Skąd ci to przyszło do głowy?
– Stąd, że zawsze stajesz po jej stronie! – odpowiedziałem.
Mama nagle się roześmiała.
– Ty naprawdę nic nie rozumiesz? – zapytała.
– Czego? – zdziwiłem się.
– W ten sposób utrzymuję harmonię w waszej rodzinie – wyjaśniła mama. – Wyobraź sobie, jak czułaby się Anna, gdybym zawsze stawała po twojej stronie. Byłaby zupełnie sama i nastawiona przeciwko mnie i przeciwko tobie. A tak uważa mnie za swoją sojuszniczkę. Po waszych kłótniach przychodzi do mnie porozmawiać. A ja pomagam jej zrozumieć, że powinniście się pogodzić.
Byłem zdumiony, gdy to usłyszałem. Potem zdałem sobie sprawę, że to prawda. Bez względu na to, jak poważna była nasza kłótnia, zazwyczaj to Anna pierwsza przychodziła, by się pogodzić i przyznać, że nie miała racji. Teraz łatwiej mi żyć z nimi obojgiem. Szkoda tylko, że mama wcześniej mi o tym nie powiedziała. Naprawdę zdążyłem już wymyślić sobie najgorsze.
