Po 20 latach wspólnego życia nasze małżeństwo zmierzało do rozwodu. Dopóki nie przewartościowałam siebie w odległych Włoszech

Już prawie w 20. roku naszego małżeństwa zrozumiałam, że dalej tak żyć nie mogę. Że koniecznie muszę coś zmienić. Nasze dzieci były już dorosłe i nie potrzebowały naszej opieki. Z mężem staliśmy się sobie obcy, nic nas już nie łączyło.

Co więcej, z każdym dniem czułam coraz większe rozdrażnienie względem niego. Wszystko zaczęło mnie w nim irytować. Dosłownie wszystko. Postanowiłam więc, że nadszedł czas, aby zakończyć ten związek. Po co się nawzajem męczyć?

Właśnie wtedy odwiedziła mnie sąsiadka i zaproponowała wspólną podróż do Włoch. Bez wahania się zgodziłam. Przed wyjazdem nie chciałam mówić mężowi o swoich zamiarach. Myślałam, że opowiem mu wszystko, kiedy wrócę.

Tak znalazłam się w odległych Włoszech. Obserwowałam ludzi, uczyłam się nowych doświadczeń, tęskniłam za Polską, przyzwyczajałam się do zwyczajów tego obcego kraju, uczyłam się jego języka. Początki nie były łatwe. Brakowało mi kontaktu, zrozumienia ze strony otoczenia, współczucia, ciepła. Nie miałam z kim porozmawiać i wygadać się. Moja sąsiadka mieszkała bardzo daleko ode mnie.

Postanowiłam poznać kogoś nowego. Tak zaprzyjaźniłam się z Arturem. Był sympatycznym, wesołym mężczyzną. Pracował tutaj od ponad siedmiu lat. Na początku wszystko układało się dobrze. Potem jednak zaczęły się podobne nieporozumienia jak z moim mężem. Artur również zaczął mnie irytować. Zastanowiłam się nad tym, przeanalizowałam swoje życie oraz życie z mężem. Doszłam do wniosku, że przyczyna tkwi gdzieś głębiej. Że to najwyraźniej we mnie jest problem, skoro różni ludzie wywołują we mnie te same uczucia. To znaczy, że muszę popracować nad sobą.

Dopiero teraz zaczęłam przewartościowywać relacje z mężem, porównywać je z relacją z Arturem. Stopniowo doszłam do wniosku, że mój mąż jest naprawdę dobry. Jest wesoły, bezpretensjonalny, dobry gospodarz, interesujący rozmówca. I co najważniejsze, poczułam, jak bardzo za nim tęsknię. Chciałam go znów zobaczyć i po prostu napić się z nim herbaty. Teraz zrozumiałam, że jest mi potrzebny.

Tutaj, w obcym kraju, zetknęłam się z samotnością, której nie mogłam niczym zaspokoić. Ani wysokimi zarobkami, ani wygodą, którą tu miałam, ani otaczającym pięknem. Brakowało mi osoby, z którą mogłabym po prostu usiąść i pomilczeć. Stanęłam twarzą w twarz ze swoimi lękami, niepokojem, rozpaczą, troskami, nadziejami. Nigdy wcześniej nie byłam tak długo sama. Zawsze ktoś był obok mnie. Jeśli nie rodzice, to przyjaciele albo mąż. Nie miałam okazji poznać siebie głębiej. Nie znałam siebie. Tutaj mogłam przyjrzeć się swoim potrzebom, słabym i mocnym stronom.

Dzięki tej odległości lepiej zrozumiałam mojego męża. Uświadomiłam sobie, że przyczyna naszych nieporozumień tkwiła we mnie. Dlatego w myślach prosiłam go o wybaczenie. Teraz był dla mnie najlepszy i najmądrzejszy. Marzyłam o naszym spotkaniu. Aby poznać jego i siebie, aby nauczyć się doceniać naszą relację, musiałam pokonać tysiące kilometrów. Musiałam przejść przez różne wyzwania na obczyźnie, by w końcu zrozumieć, jak bardzo mi na nim zależy.

Spread the love