Wszystkie koleżanki w pracy tak mi zazdroszczą, tak zazdroszczą, że mieszkam z moją mamą, choć jestem rozwiedziona. Mówią, że wygodnie się urządziłam, bo mogę iść do pracy, a mama może zająć się moim małym dzieckiem, a takiego szczęścia nie każdy ma. Ja milczę, nie mogę nic powiedzieć, chociaż tak bardzo chciałoby się wykrzyczeć w odpowiedzi – ludzie, czy wy w ogóle wiecie, jak ja żyję?
– Jak wychowasz swoje dziecko sama, to wtedy będziesz mogła myśleć tylko o sobie i swoim życiu osobistym! – często słyszy od swojej matki moja znajoma, 39-letnia Anna. – Powinnaś być mi wdzięczna, że w ogóle ci pomagam w takich trudnych sytuacjach w twoim życiu, bo przecież nie muszę tego robić. Twoje dziecko jest tylko twoje, ja swoje wychowałam sama, w swoim czasie.
Tak się ułożyło, że Anna dorastała bez ojca. Mama wychowywała ją sama, jednak prawie wszystkie wspomnienia z dzieciństwa Anny wiążą się z jej babcią.
Babcia Anny zawsze sama odbierała ją ze szkoły, przygotowywała pyszne obiady, piekła jej ulubione ciasteczka, czuwała przy niej dzień i noc, gdy chorowała, zabierała ją do teatru, na różne świąteczne jarmarki, pomagała zawsze, gdy Anna potrzebowała wsparcia w nauce, ogólnie poświęcała dziewczynce mnóstwo swojego czasu, ponieważ bardzo ją kochała.
Latem babcia i jej wnuczka, jeszcze mała Anna, spędzały prawie trzy miesiące na działce, o którą babcia dbała, a wnuczka bardzo ją lubiła.
Zimą chodziły razem do parku i na sanki, jesienią zbierały liście i żołędzie, z których robiły ciekawe kostiumy na przedszkolne i szkolne przedstawienia. Spędzały czas bardzo ciekawie i edukacyjnie.
– Anna znowu jest u ciebie? – dziwiły się sąsiadki i znajome babci, sądząc, że dziewczynka ich nie słyszy. – A co u twojej córki? Jak sobie radzi, gdzie teraz jest i co robi? Nie zajmuje się swoim dzieckiem, wszystko zrzuciła na ciebie. Dobrze się urządziła, nic nie można powiedzieć. Żeby każdemu tak dobrze się żyło! Nie oszczędzasz siebie, naprawdę, kobieto.
– Ale naprawdę nie jest mi trudno opiekować się wnuczką, jest spokojnym dzieckiem, bardzo ją kocham! – tłumaczyła się babcia. Mówiła prawdę, choć czasem rzeczywiście czuła zmęczenie.
– Z moją Anną świetnie się dogadujemy, jest mi z nią dobrze, nie wiem, co bym bez niej zrobiła. Jest moją radością. A moją córkę też trzeba zrozumieć, jej jest trudno. Potrzebuje ułożyć swoje życie. Z małym dzieckiem na rękach to niełatwe. Dopóki jest młoda, muszę dać jej szansę na szczęśliwe życie, inaczej będę żałować, że nie wspierałam jej i nie dałam jej szansy ułożyć sobie życia.
„Układanie życia osobistego” przez matkę Anny przeciągnęło się na całe dzieciństwo Anny, jednak nie zakończyło się sukcesem, bo niestety nie miała szczęścia w tej kwestii. Kobieta została sama i nie znalazła swojej drugiej połówki.
Babcia niestety odeszła, czas zrobił swoje, a sama Anna, niestety, powtarza los swojej matki – wychowuje teraz swojego małego synka bez męża.
Ostap niedawno poszedł do przedszkola, a Anna od razu wróciła do pracy, bo musiała zapewnić utrzymanie rodzinie.
– Masz szczęście, że twoja mama mieszka blisko! – mówią jej często koleżanki z pracy. – Samotnie trudno jest sobie poradzić, a ty masz małe dziecko. Zawsze dobrze mieć kogoś blisko na wypadek potrzeby. A kiedy jest to bliska osoba, babcia dziecka, to już tylko można marzyć.
Anna tylko smutno się uśmiecha w odpowiedzi.
Babcia – to świetna sprawa, ale nie w ich przypadku. Na ich babcię nie można liczyć. Na pewno nie w tej sytuacji, to nie jest ten przypadek. Babcia ma swoje „życie osobiste”.
Prawdę mówiąc, Anna sama nie chce zostawiać dziecka z matką. Praca pochłania niemal cały jej czas. Czasami jednak zdarzają się sytuacje, kiedy pomoc jest niezbędna – na przykład dzwonią z przedszkola i proszą, aby odebrać dziecko, bo ma wysoką gorączkę.
W takich trudnych przypadkach matka rzeczywiście pomaga Annie, ale z wielkimi oporami, a później Anna musi wysłuchiwać pretensji, że lepiej już do niej nie dzwonić.
O żadnym „życiu osobistym” Anna na razie nie myśli, nie ma nawet na to czasu. W takim trybie raczej nie uda jej się nikogo poznać, znaleźć szczęścia ani założyć rodziny.
Wielokrotnie próbowała zostawiać dziecko u przyjaciółek, ale to nie rozwiązanie na dłuższą metę, bo nikt nie chce zajmować się cudzym dzieckiem na stałe.
Matka nie zgadza się opiekować wnukiem, kiedy Anna nie jest w pracy – to pewne, Anna nawet o to nie prosi, bo wie, że matka zawsze ma swoje sprawy, tak jak to było wiele lat temu.
– Ja już swoje dziecko wychowałam! – powtarza matka przy każdej okazji. – Twoje dziecko jest tylko twoją odpowiedzialnością. Jestem już w latach, to mnie męczy.
Jakie to dziwne pokolenie babć!
Wygląda na to, że same też niezbyt zajmowały się własnymi dziećmi, cieszyły się pomocą swoich rodziców, a teraz nie chcą zajmować się wnukami. Twierdzą, że mają swoje życie.
Dlaczego wcześniejsze pokolenia babć uważały się za zobowiązane, aby pomagać swoim dzieciom i wnukom, bez narzekania brały wnuki pod swoje skrzydła?
A może matka Anny ma rację i tak właśnie powinno być – dzieci powinny wychowywać ich rodzice, skoro dla siebie je urodzili? Wcześniej dziadkowie zabierali wnuki, bo nikt ich nie pytał, a oni sami nie mogli odmówić, bo co ludzie w wiosce powiedzą?
Czy opieka nad wnukami to obowiązek dziadków i babć, niezależnie od tego, co mówią inni?
