Wieczorem mąż wrócił z pracy. Ugotowałam mu makaron, bo przez cały dzień nie miałam czasu, zajmowałam się dzieckiem. Jednak mąż powiedział, ż że nie będzie jadł tej zimnej, niesmacznej masy i wyrzucił ją do śmieci. Michał zaczął sam przygotowywać sobie kolację, a ja zadzwoniłam do mamy

Prawdę mówiąc, już nie mogę na to spokojnie patrzeć. No jak to można jeść?! Kto tak jeszcze karmi swoją rodzinę i swojego męża? Czy naprawdę przez cały dzień nie można było ugotować czegoś porządnego, czegoś, co da się zjeść? – powiedział mi pewnego dnia mąż.

Jesteśmy z Michałem małżeństwem od 5 lat. Michał pracuje, a ja siedzę w domu na urlopie macierzyńskim, opiekuję się naszym niemowlakiem. Dziecko jest dość niespokojne, niestety.

Tak się złożyło, że swego czasu naczytałam się popularnych magazynów dla mam i „mądrych” forów, gdzie pisali, że cały czas trzeba poświęcać dziecku, całą uwagę skierować na niemowlę i dobrze się nim zajmować. Teraz mój maluch prawie nigdy nie schodzi mi z rąk, bo tam były różne rady, które, szczerze mówiąc, czasem naprawdę zadziwiają.

Michał wychodzi do pracy bardzo wcześnie, a wraca codziennie bardzo późno, czasem nawet nie ma czasu na obiad w ciągu dnia. Staram się przygotować jakąś kolację, zanim wróci, ale według mojego męża gotuję zupełnie niesmacznie.

Michał powiedział, że nie prosi mnie o jakieś skomplikowane i różnorodne dania, rozumie, że mam na rękach małe dziecko, ale przecież nawet zwykły makaron czy kaszę można ugotować z sercem, opłukać, dodać masło i stworzyć całkiem smaczne danie na śniadanie lub kolację, które z przyjemnością można zjeść.

A ja prawie codziennie podaję głodnemu mężowi zlepiony makaron, który aż chciałoby się kroić. Na ten makaron nawet patrzeć się nie chce, a co dopiero go jeść. Nawet głodnemu wcale nie smakuje. Bardzo się zdziwiłam i poczułam się urażona po słowach męża.

Mój mąż wcale nie uważa się za bardzo wymagającego człowieka, nie oczekuje w domu idealnego porządku, chętnie pomaga mi w weekendy we wszystkich domowych obowiązkach, robi zakupy, czasem nawet wstaje w nocy do dziecka, zarabia na nas wszystkich, stara się, jak może, i oddaje wszystkie pieniądze rodzinie.

Chciałby tylko jednego: żeby w domu było coś do jedzenia, choć raz dziennie. Raz dziennie. Najlepiej coś smacznego, bez nadmiernych luksusów.

Na początku, po narodzinach dziecka, Michał zawsze milczał. Ale teraz prawie codziennie wyrzuca mi, że moje dania nie nadają się do jedzenia.

„Nie chcesz – nie jedz nic!” – powiedziałam kiedyś Michałowi. „Znaczy, że nie jesteś głodny. Mam na rękach małe dziecko 24 godziny na dobę. Co, mam je porzucić i gotować ci jakieś wykwintne dania? Naprawdę tego nie rozumiesz? Nie mam teraz czasu, możesz poczekać! Nie mogę teraz gotować! Siedzę z dzieckiem!”

„Wszystkie mają dzieci, niektóre kobiety mają nawet dwoje lub troje, więcej niż ty!” – powiedział Michał. „Ale jakoś kobiety potrafią wszystko ogarnąć, jeszcze i dzieci karmią pysznymi daniami, nie mówiąc już o mężu. Ja, swoją drogą, wykonuję swoją część obowiązków wobec rodziny. Przynoszę pieniądze do domu. Czy mogę przynajmniej liczyć na normalne jedzenie raz dziennie w moim domu?”

Michał natychmiast demonstracyjnie wyrzucił zawartość talerza do kosza i sam zaczął przygotowywać sobie nową kolację. Takie pretensje męża bardzo mnie teraz zasmucają.

„Wyciągaj wnioski z tego!” – dolewa oliwy do ognia moja mama jeszcze z wyrzutem. „Dobry mąż nie zwróciłby uwagi, że kolacja jest niesmaczna. Albo zjadłby ją w milczeniu, albo po prostu odmówił i sam coś ugotował, żeby żona mogła choć trochę odpocząć. A twój tylko kręci nosem, że mu niesmacznie. Jeśli nie chce, niech nie je, i tyle, inaczej być nie może.”

Moja mama podziela moje zdanie. Ale mąż myśli inaczej.

Spread the love