Wchodzę do kuchni — a tam góra naczyń. Mąż siedzi przy komputerze, czeka, aż wszystko przygotuję i podam mu
Ostatnio ciągle kłócimy się z mężem. Nie odpowiada mu strona domowa życia. A ja mam zawalony grafik w pracy. Do domu wracam już całkowicie wykończona. Jeszcze wpadam na targ, kupuję produkty i z pełnymi torbami ledwo ciągnę nogi do domu. Wchodzę do kuchni — a tam góra naczyń. Mąż siedzi przy komputerze, czeka, aż wszystko przygotuję i podam mu.
— Dlaczego nie umyłeś naczyń, skoro przyszedłeś wcześniej niż ja?
Zabrałam się za mycie. Wszystko umyłam, poukładałam. Dla dzieci przygotowałam kaszę mleczną. A mąż nie lubi dań mlecznych. Podgrzałam mu wczorajsze spaghetti z kotletem. Wczoraj jadł makaron, może i dziś zechce? Co robić, jeśli nie mam siły?
Dzieci spokojnie zjadły kaszę i poszły spać. Posprzątałam w kuchni i też poszłam odpocząć. Mąż nie zaczął kolacji, nie spodobało mu się moje zachowanie. Zaczął na mnie krzyczeć, dlaczego nie podałam mu dania na stół.
Między nami wywiązała się kłótnia z niczego. Nie wytrzymałam, rzuciłam w niego jego ubraniami. Powiedziałam, żeby natychmiast wynosił się z mojego mieszkania, jeśli tak bardzo mu nie odpowiadam.
Nie poszedł — zamilkł. Nie rozmawiamy już od kilku dni, a on, jak się okazało, dobrze radzi sobie beze mnie. Gotuje nie gorzej niż ja. Tyle że gotuje tylko dla siebie. Ja i dzieci go nie interesujemy. Dobrze radzi sobie z drobnymi pracami domowymi – może sobie uprać koszulę i wyprasować.
A ja ciągle myślałam, że beze mnie nie da sobie rady. Uważałam, że całą pracę domową powinnam wykonywać ja. Tak nauczyła go jego mama, która zdmuchiwała z niego pyłki. I wyrósł na takiego egoistę i lenia.
Szczerze mówiąc, nie wiem, jak dalej żyć — nerwy mi puszczają. A mężowi moje starania są obojętne, byle jemu było dobrze.
Jak postąpilibyście na moim miejscu?
